Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/50

Ta strona została przepisana.

Muzyka brzmiała, kości w takt trzeszczały,
I wiało stęchłe powietrze mogiły.
Niektóre trupy wlekły z sobą szmaty,
Resztki szat, które zbutwiały i spadły;
Na innych świecił blach niegdyś bogaty,
Dziś, szczątek zbroi, wpół od rdzy przejadły,
Co o kość bijąc, taki odgłos szerzy,
Jak gdy kto młotem w pękły dzwon uderzy.
Ten rej wiódł grobów najstarszy mieszkaniec,
Za nim ochoczo suną pary skoczne;
Orszak zawrócił w galerye poboczne,
I coraz więcej ożywiał się taniec.
Widzieć tam było — umizgi, zaloty,
Nadskakiwania i ściskania ręki;
I jak bez zębe, wpół spruchniałe szczęki,
Jeszcze się w uśmiech krzywiły pieszczoty.
I znowu środkiem taniec śmierci toczy...
Dostrzegli giermka... nie idą — już lecą!...
I z oczu — z dołów kędy były oczy,
Wszystkie nań iskier potokami miecą;
Zewsząd naciera wychudła gromada,
Wyciąga ręce, wznosi groźne pięści,
Zda się, zdruzgoce, rozerwie na części!...
Ale na giermka żaden cios nie pada;
Bo jak z dyamentu zrobiona paiża,
Tak go w krąg świętość okryła pacierza.
Para za parą, odszedł orszak cały,
Mocniejszem światłem kości zaświeciły,
Muzyka brzmiała, kości w takt trzeszczały,
I wszystko nazad weszło do mogiły.