Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/71

Ta strona została przepisana.

«Świecić, jak lampa gasnąca dla świata?...
«Dni mego życia od dawna przewiały,
«Boleść, jak robak, serce mi przejada;
«Ja sterczę dotąd jak ów dąb spruchniały,
«Którego czoła liść już nie zieleni,
«Który się kłoni pod szronem jesieni,
«A dotąd jeszcze na ziemię nie pada.
«Byłem szczęśliwy!... dawno!... miałem syna...
«Lecz szczęście ludzkie jest, jako roślina,
«Z której czas, listek po listku odpina,
«Aż wszystkie zerwie!... z mego szczęścia wiązki
«Tyle już padło liści — jedna, mała
«Tylko mi jeszcze gałązka została.
«Ale ja żyłem życiem tej gałązki. —
«Pomnę!... gdy mego wątłego dziecięcia
«Z obawą pierwsze kształciłem pojęcia;
«Bo lada powiew, serce starca trwoży
«Kiedy pogląda na swe dziecię — ale
«Gdym patrząc na nie, ujrzał — jak wspaniale
«Swoim promieniem, twórczy oddech Boży,
«Na młodej duszy nie mającej skazy
«Coraz piękniejsze malował obrazy...
«Gdym ujrzał jak się w młodziana rozwinął
«Wtenczas, od przeczuć złowrogich daleki,
«Marzyłem sobie, że na jego łonie
«Przy jego sercu zamknę me powieki.
«Próżne marzenia!... on chciał młode skronie
«Otoczyć laurem — i bez wieści zginął.
«Panie! jakżeś mnie zasmucił głęboko;
«Lecz niech się dzieje wola twoja święta;