Strona:PL Zieliński Znaczenie Wilamowitza.pdf/14

Ta strona została uwierzytelniona.

lamowitza tragedje właśnie w tem jego tłumaczeniu były wystawiane w teatrach, szerząc w ten sposób śród publiczności wiedzę o antyku w jego najszlachetniejszych objawach i zamiłowanie do niego. Czy to wystawianie zawsze miało powodzenie? Szczególnie chodziło tłumaczowi o „Oresteję” Eschyla, której wystawieniem opiekował się osobiście. Czy więc miało ono powodzenie? Sam tłumacz mówi, że sukces był potężny (gewaltig, str. 253), powołując się na to, że odpowiedni teatr (des Westens) sześć razy był wyprzedany. Od widzów słyszałem sądy odmienne; to jednak wydaje mi się pewne, że o ile stosunek publiczności był ujemny, winę za to ponosi upór samego tłumacza.

IV.

Zabiegliśmy daleko naprzód; życiorys samego autora przerwaliśmy na jego podróżach włoskich i greckich między ukończeniem studjów akademickich i rozpoczęciem karjery profesorskiej. Nad tym życiorysem umyślnie się nie rozwodzę; zaznaczę tylko wkrótce, że ową karjerę rozpoczął w r. 1874 jako docent uniwersytetu berlińskiego, że od r. 1876 był profesorem w Greifswaldzie, otrzymawszy odrazu ordynarjat, od r. 1883 w Getyndze, w r. zaś 1897 musiał się przenieść — bardzo niechętnie — do Berlina, w którym pozostał aż do swojej śmierci, chociaż w ostatnich latach był już jako profesor nieczynny.
W tym samym roku, w którym Wilamowitz został profesorem w Greifswaldzie, przeniosłem się i ja jako student do Lipska; od tego czasu miałem go stale na swoim widnokręgu naukowym. Nie powiem, żeby odrazu jako zjawisko sympatyczne: w naszych seminarjach „Wilamowitzius” był ulubionym przedmiotem zaczepek ze strony początkujących filologów. Być może dlatego, że naszymi mistrzami byli uczniowie Ritschla, byłego przeciwnika Jahna i jego „Jahnczarów”, ale ta przyczyna nie była decydująca: ów spór należał do przeszłości, wcale o nim nie mówiono, a co się tyczy samego Jahna, to o nim mówiliśmy z największem uwielbieniem; dość będzie zaznaczyć, że pogardliwe słowa Nietzschego o nim, o których mówiłem wyżej, także i w kółku, do którego należałem ja, wzbudziły oburzenie. Nie: przyczyną decydującą była niezwykła zarozumiałość i pewność siebie, z którą młody wówczas profesor greifswaldzki dekretował — właśnie dekretował — częstokroć bardzo wątpliwego charakteru twierdzenia; pamiętam dotychczas, jakie drwiny wywołały z naszej strony pierwsze słowa jego hiperkrytycznej rozprawy o „Legendzie Tucydydesa”: „O życiu Tucydydesa napisano dużo grubych książek, których nie czytałem i czytać nie będę”. Nie mogliśmy wówczas jeszcze przewidywać, że ta zarozumiałość była, że tak powiem, obliczona na wzrost; ale pomimo to można nawiasem zaznaczyć, że połączona z często nieuzasadnioną pogardą dla innych uczonych, aż do końca