Strona:PL Zieliński Znaczenie Wilamowitza.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.

gruncie filozofji, coprawda — filozofji Szopenhauera, która jest także jedną z podwalin muzyki Wagnera. Dziwić się temu nie należy: Szopenhauer bowiem uważa muzykę za najbardziej metafizyczną sztukę, najbardziej wolną od owego welonu Maji, który ostatecznie ogarnął pozostałe, zależne od widzialności, sztuki. I do tej teorji Wagner dodał ilustrację dźwiękową: ja przynajmniej nie znam bardziej głębinnej, bardziej zaczerpniętej z sedna wszechrzeczy, lub też z nirwany, muzyki, niż ustępy środkowe drugiego aktu „Trystana i Izoldy”, szczególnie do słów obu bohaterów: „So stürben wir, um ungetrennt” i t. d. To rzeczywiście jest muzyka zaświatowa; a jednak wydała ją miłość — Eros, tylko Eros z opuszczoną pochodnią, prowadzący do zupełnego zjednoczenia — ale tam. I czy nie jest to Eros Platona, ten Eros, który też odrywa ogarniętą przez siebie duszę od doczesności, wskazując jej drogę do absolutu — tam? Tak więc mamy kierunek od Platona przez Szopenhauera i Wagnera do Nietzschego — tego Nietzschego, który w swoich pierwszych wykładach, jako profesor filozofji w Bazylei, wypowiedział jako swoje hasło odwrócone słowa Seneki: philosophia facta est, quae fuerat philologia — do których chciałbym tylko dodać: et tamen philologia remansit. To więc był Nietzsche; a Wilamowitz?
O jego studjach filozoficznych nie słyszymy nic; w jego pamiętnikach niema mowy o jakiemkolwiek bądź zainteresowaniu filozoficznem. Zellera uwielbiał (czego Nietzsche np. nie robił, bardzo niesłusznie zresztą), ale to była wyłącznie filozofja starożytna, niezbędna część starożytnej literatury. Ale Platona kochał; powiem więcej: był w nim zakochany. Stosując do niego jego własne słowa w pentametrze do Diona, dał im taką formę: ô emon ekmênas thymon erôti Platôn! (O Platonie, coś szał miłości wzniecił w mej duszy!) I oto jako zakochany w nim osobiście, nie oglądając się na przyszłość jego filozofji w nowych czasach, napisał ową książkę o nim. Tylko o nim: Platon interesował go wyłącznie jako osobistość.
My już znamy tę jego cechę; nie wchodząc w ocenę jej słuszności, możemy jednak zgóry orzec: przeprowadzone z tego punktu widzenia studjum o Platonie, i to przez taki umysł, jakim był Wilamowitz, będzie ogromnie wartościowe. I takiem jest ono w rzeczywistości. Jest jednostronne; niech tak będzie. I autor zdawał sobie sprawę z tej jednostronności: tem lepiej. To jednak nie usprawiedliwia jego pogardy dla inaczej ujmujących swoje zadanie. W stosunku do Gomperza np., który w swoich ogromnie cennych „Myślicielach greckich” rozpatruje Platona, jak i wogóle filozofów Hellady na tle rozwoju filozofji wogóle, ma tylko butne słowa: „od niego do mnie żaden most nie prowadzi”. Kiedy je przeczytałem, zanotowałem sobie: „na szczęście dla Wilamowitza tak nie jest”. Tego zdania trzymam się dotychczas: właśnie wskutek tej biegunowej różnorodności ci dwaj nawzajem się uzupełniają. I kiedy daję swoim uczniom temat z Platona, polecam im tych dwóch, dodając do nich jako trzeciego, ma się rozumieć, Zellera. To jest