Strona:PL Zieliński Znaczenie Wilamowitza.pdf/21

Ta strona została uwierzytelniona.

żył się nieraz, że ci za mało zwracają uwagi na postęp nauki filologicznej w obcych krajach, i ze swojej strony starał się, ile mógł, temu zapobiec. Był dumny z tego, że, stworzywszy w ostatnich czasach swój „instytut filologiczny”, przysłużył się dzięki wzorowości tego instytutu filologji wszystkich krajów, jak to mu poświadczył kolega szwedzki; „rzeczywiście”, ciągnie dalej z tego powodu (str. 286), „mamy tę radość, że nieraz uczeni innych narodów przychodzą do Berlina, żeby wygodnie pracować w naszym instytucie i jego bibljotece”. Wiedzą o tem także i uczeni z naszego narodu, i jest to jednocześnie zaszczytnem świadectwem o liberalnym stosunku dyrekcji tego instytutu do obcokrajowców.
Ale nietylko uczeni z obcych krajów dążyli do Berlina i pośrednio do Wilamowitza: zdarzało się częstokroć i odwrotnie. Korzystając ze sposobności przypadkowych, albo też z wyraźnych zaproszeń, udawał się sam do obcych krajów, aby tam wygłaszać odczyty na ten lub inny temat z dziedziny filologji klasycznej, i zawsze z najlepszem powodzeniem. Nie bez dobrodusznej ironji wspomina prelegent o nieco giełdowym komplemencie, który usłyszał w Amsterdamie od prezydenta miasta: „Dziś Pindar pański stoi wyżej pari” (str. 308). Było to jeszcze przed wojną; ale i wojna nie przerwała działalności międzynarodowej doświadczonego mówcy. Niemcy chętnie wysyłały do swoich sojuszników — coprawda nielicznych — jak również do okupowanych terytorjów prelegentów z pomiędzy swoich uczonych, i oczywiście ta tendencja przemawia na ich korzyść, czego też Wilamowitz nie omieszkał podkreślić; a że do tych prelegentów należał także mistrz berlińskich publica, było rzeczą zupełnie naturalną. Dzięki temu mógł on odwiedzić w r. 1918 Macedonję, co wykorzystał chętnie i dla swoich studiów filologicznych; dzięki temu także i nasza Warszawa mogła się z nim zapoznać, gdy podczas okupacji niemieckiej wygłosił odczyt o Aleksandrze Wielkim. Innego udziału w wielkiej wojnie siedemdziesięcioletni starzec oczywiście brać nie mógł; zastąpili go synowie, z których też jeden, Tychon, poległ na polu chwały. O nim ojciec publicznie napisem zaświadczył, że poległ pro Polonia liberanda; i chociaż jego pojęcie o wolności znacznie się różni od tego, który przyświeca nam, sądzę jednak, że ten wyraz sympatji do nas starego Kujawiaka powinien mu zjednać także i nasze sympatje.
A jednak ten wpływ międzynarodowy, który za cenę mozolnego trudu zdobył profesor berliński, ten wpływ, można powiedzieć bez przesady, w okamgnieniu osiągnął jego wybitny przeciwnik, Nietzsche, i to w jeszcze większym stopniu: jeszcze gorliwiej, niż apollińskie dzieła tamtego, czytano dzieła dyonizyjskie tego ostatniego. Filologja i jej wziętość z obu wyciągała równą korzyść; i już z tego jednego powodu powinna ona połączyć ich imiona w jednym i tym samym wieńcu sławy.
Łączy ich przecie jeszcze jedna cecha, którą muszę wymienić w zakończeniu: obaj, i wielbiciel osobistości Wilamowitz, i głosiciel nadczłowieka Nietzsche, są krańcowymi indywidualistami i przez to samo usposobienia anty-