Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/366

Ta strona została przepisana.

wrót w zwykłym kątku. Uspokojony natychmiast, drżąc trwożnie, jak zbudzony niespodzianie ze snu, biedny dzieciak zasypiał na nowo z otwartemi oczyma, tak leniwy, że zabawki, korki, obrazki, tutki od farb, wypadały mu z rąk. Już probowała go uczyć liter, ale bronił się od tego ze łzami i czekano roku jeszcze lub dwóch aby go oddać do szkoły, gdzie nauczyciele będą umieli przyuczyć go do pracy.
Krystynę wreszcie poczęła przerażać grożąca im nędza. W Paryżu z tem dzieckiem, co dorastało, życie było daleko droższe i każdy koniec miesiąca bywał okropnym, mimo wszelkiego rodzaju oszczędności z jej strony. Mieli oni zapewniony wyłącznie dochód tysiąca franków; a jak tu żyć z pięćdziesięciu franków na miesiąc, strąciwszy czterysta na mieszkanie? Naprzód wybawiali się z kłopotu, dzięki kilku sprzedanym obrazom. Klaudyusz bowiem odszukał dawnego amatora Gagnièra, jednego z tych mieszczan znienawidzonych, co to miewają czasami duszę artystyczną pośród nawyknieć maniackich, w których się zamykają przed światem; ów pan Hue, były naczelnik biura, niestety nie był dość bogatym, aby kupować zawsze i tylko ubolewał nad zaślepieniem publiczności, która raz więcej jeszcze pozwalała geniuszowi umierać z głodu. Jego bowiem, od pierwszego rzutu oka zafrapował wdzięk tych obrazów i wybrał sobie najgwałtowniejsze właśnie, które zawiesił u sie-