Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/367

Ta strona została przepisana.

bie obok obrazów pendzla Delacroix, przepowiadając im z czasem równe powodzenie. Najgorszem było, że stary Malgras wycofał się z interesów, zrobiwszy majątek; majątek zresztą bardzo skromny, jakieś dziesięć tysięcy franków rocznej renty, które zdecydował się przejadać w małym domku w Bois Colombe, jako człowiek rozsądny i ostrożny. To też trzeba było słyszeć jak mówił o słynnym Naudecie, z jaką pogardą o milionach, któremi obracał tamten, milionach, które mu jeszcze kiedyś na nos spadną, jak powiadał. Klaudyuszowi, spotkawszy się raz z nim, udało się sprzedać ostatnie jeszcze tylko płótno, które kupił dla siebie, jeden z owych szkiców z modeli w pracowni Boutina, wspaniale owo studyum brzucha, na które ex-kupiec nie mógł patrzeć obojętnie. Była to zatem bliska nędza, odbyt zamykał się zamiast się otwierać, niepokojąca legenda poczęła urastać i otaczać to malarstwo wiecznie niedopuszczane do Salonu; nie biorąc już tego w rachunek, że aby odstraszyć pieniądz, wystarczyłaby sama tak niekompletna a taka buntownicza sztuka, gdzie oko zdumione nie znajdowało żadnej z konwencyonalnych, dopuszczonych formułek. Pewnego wieczoru nie mogąc znaleźć właściwego tonu w kolorycie, malarz zawołał, że raczej żyć będzie z kapitału swej renty niżeli zniży się do obrazów na handel robionych. Ale Krystyna oparła się gwałtownie temu ostatecznemu środkowi: ujmie jeszcze z wy-