ciły jego życie: naprzód z powodu niewypłacalności i wyrzucenie z dawnego sklepu owocarki, który zajmował przy ulicy Cherche Midi; potem stanowcze zerwanie z Chainem, którego rozpacz, że nie może żyd ze swego pendzla, zamieszała w awanturę handlowej natury; brał on teraz udział w jarmarkach w okolicy Paryża, utrzymując grę w ruletkę na rachunek jakiejś wdowy; a nakoniec nagła ucieczka Matyldy, sprzedanie składu materyałów aptecznych, połączone ze zniknięciem właścicielki, wykradzionej prawdopodobnie i ukrytej w głębi tajemniczego gdzieś mieszkania przez jakiegoś jegomościa, rozpustnika. Teraz zatem, żył sam, w zdwojonej nędzy, jedząc wówczas tylko kiedy znalazł robotę przy ornameatacyach fasad lub poprawianiu jakiej figury szczęśliwszego kolegi.
— Rozumiesz, muszę pójść po niego, to pewniejsze — powtórzył Klaudyusz Krystynie. — Mamy jeszcze dwie godziny czasu przed sobą... A jeśliby tamci przyszli, zatrzymaj ich. Zejdziemy się wszyscy w merostwie.
Wyszedłszy na ulicę Klaudyusz przyspieszył kroku w dojmującem zimnie, od którego obmarzały mu wąsy. Aby dojść do pracowni Mahoudeau musiał przejść przez cały szereg małych ogródków, pobielałych od szronu, smutnych w tem ogołoceniu smutkiem iście stężałym, cmentarnym. Z daleka poznał drzwi po olbrzymim gipsie „Robotnicy od winobrania“, niegdy przyję-
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/386
Ta strona została przepisana.