jak kochanek do tej uwielbianej nagości niewieściej.
— Hę? cóż o niej mówisz?
Klaudyusz, który widział ją był tylko w szkicu, wstrząsnął głową, aby nie odpowiedzieć zaraz. To pewna, ten poczciwy Mahoudeau zdradzał sztandar, dochodził do wdzięku mimi o woli, temi pięknemi rzeczami, co wychodziły z pod jego kamieniarskich palców. Począwszy od „Robotnicy“ kolosalnej, wciąż zmniejszał swe dzieła, nie spostrzegając, nie domyślając się tego nawet; zawsze jak dawniej rzucając dzikie hasła nieokiełznanego temperamentu, ale ulegając zwolna coraz bardziej tej łagodności, która patrzała z jego oczu. Piersi olbrzymie stawały się dziecięcemi, uda wydłużały się w eleganckie wrzeciona, była to nakoniec prawdziwa natura przebijająca po przez skorupę wydętej ambicyi. Przesadzona jeszcze, obecna statua „Kąpiącej się“ była już jednak pełną wdzięku z tym dreszczem ramion, z przyciśnionemi rękoma, podnoszącemi nieco w górę ruchem tym piersi, te piersi miłosne, przejęte żądzą kobiety; skromną taką z konieczności, zrobił ją tym sposobem ciałem zmysłowem, które jego samego niepokoiło.
— A więc to ci się niepodoba? — powtórzył z miną urażoną.
— O! owszem... owszem... Zdaje mi się, że masz słuszność, łagodząc nieco twój sposób wykonania, skoro tak czujesz, tak pojmujesz rzeczy.
Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/390
Ta strona została przepisana.