Strona:PL Zola - Jak ludzie umierają.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

mierze po rozkazy. W osłabieniu jednakże, w jakiem się matka znajduje, niepodobna zwracać się do niej z interesami. Tymczasem w razie katastrofy czynsze by im się przydały na pokrycie różnych osobistych wydatków.
— Mój Boże — ozwał się tedy Karol — jeżeli chcecie, mogę obejść lokatorów... Zrozumią przecież sytuacyę i zapłacą.
Lecz tamtym dwom sposób ten zdawał się nie przypadać do smaku. Bo i im już udzieliła się nieufność.
— W takim razie pójdziemy z tobą — rzekł Jerzy — mamy przecież wszyscy trzej swoje wydatki.
— Jak to?... Przecież wam oddam pieniądze... Nie uważacie mnie chyba za zdolnego drapnąć, skoro je zbiorę?...
— Cóż znowu! Ale lepiej będzie, jeżeli się to załatwi w trójkę. Rzecz będzie bardzo w porządku.
I spoglądają na siebie wzrokiem, w którym już płoną zawiści i gniewy niedalekiego podziału schedy. Ponieważ chwila krytyczna się zbliża, każdy zatem pragnie zapewnić sobie kęs najtłuściejszy. Wtem Karol, wyrażając głośno niewypowiedzianą myśl tamtych obu, rzecze:
— Wiecie co?... Najlepiej będzie sprzedać odrazu wszystko. Jeżeli już dzisiaj nie ma między nami zgody, jutro gotowiśmy się pozjadać.