Odpowiedziała mu jednak z właściwą sobie spokojną i roztropną miną:
— Być może! Ale to mnie uspokoi, widzisz, skoro nasze interesa zostaną uporządkowane... Pobraliśmy się na podstawie wspólności majątkowej, kiedy jedno ani drugie nie miało grosza. A ponieważ się uskładało wspólną pracą jaki taki mająteczek, nie chciałabym, aby po mojej śmierci rodzina moja mogła przyjść cię obedrzeć... Moja siostrzyczka Agata nie zasłużyła sobie u mnie niczem na to, żebym jej zostawiła chociażby pół złamanego grosza... O! wolałabym raczej do grobu wszystko zabrać!
Uparła się i mąż musiał nazajutrz przyprowadzić notaryusza. Wypytywała go o wszystko aż do najdrobniejszych szczegółów, pragnąc zachowania wszelkich ostrożności, aby wszelka możność kwestyonowania jej ostatniej woli została wykluczoną. Skoro po sporządzeniu testamentu notaryusz oddalił się, wyciągnęła się na posłaniu, szepcąc:
— No, teraz umrę spokojnie... Byłabym może przyszła do siebie na wsi, nie mogę się też zaprzeć, że wsi mi trochę żal... Ale co tam... Ty za to pojedziesz na wieś. Przyrzeknij mi, że się przeniesiesz tam, gdzieśmy to ułożyli, do tej wioski, gdzie przyszła na świat twoja matka, koło Melun... To mi sprawi przyjemność...
Pan Rousseau rozpłakał się rzewnemi łzami.
Strona:PL Zola - Jak ludzie umierają.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.