Jan Ludwik Lacour ma lat siedmdziesiąt. Miejscem jego urodzenia jest Courteille, wioska o 150 mieszkańcach, w zapadłym kącie kraju. Przez całe swoje życie raz tylko wybrał się z niej do Angers, miasta położonego o mil piętnaście, był jednak wówczas tak młody, że już tego zupełnie nie pamięta. Wdowiec — ma troje dzieci, dwóch synów, Antoniego i Józefa, oraz córkę Katarzynę, która wyszła za mąż, po śmierci męża jednak wróciła pod dach ojcowski z dwunastoletnim jedynakiem Kubusiem. Rodzina ta żyje razem na pięciu czy sześciu morgach, wystarczających zaledwie na tyle, by mieć kawałek chleba codziennie i nago nie chodzić. Gdy sobie czasem pozwolą na szklankę wina, opłacili je krwawym potem.
Wieś Courteille leży w głębi doliny, otoczona ze wszech stron lasem, który zasłania ją zupełnie. Gmina jest ubogą i nie posiada własnego kościoła. Od czasu do czasu tylko przybywa tu proboszcz z Cormiers, aby odprawić mszę, a ponieważ musi w tym celu zrobić dwie tęgie mile drogi, nie zdarza się to zatem częściej niżeli raz na dwa tygodnie. Chałupy, dwadzieścia ruder na zwaleniu, ciągną się sznurem wzdłuż gościńca. Kury grzebią tam w gnoju przededrzwiami a za ukazaniem się obcego człeka kobiety wychylają głowy ciekawie,
Strona:PL Zola - Jak ludzie umierają.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.
V.