Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1002

Ta strona została skorygowana.

słów. Mateusza podówczas nie było w domu, Maryanna z niemałym trudem zaledwie zdołała powstrzymać Gerwazego, oraz Fryderyka, którzy chcieli koniecznie wtłoczyć mu napowrót w gardło ta grubiaństwa. Kiedy wieczorem powrócił Mateusz, zmartwił się wszystkiem tem bardzo.
— Niepodobieństwem jest, aby taki stan rzeczy trwał dłużej — powiedział do żony, kładąc się spać. — Wygląda to tak, jak gdybyśmy kryli się przed nimi, jak gdybyśmy temu byli winni. Jutro pójdę zobaczyć się z tym człowiekiem... Jedno tu tylko jest wyjście nader proste, pożenić te dzieci nieszczęśliwe. My chyba zezwolimy na to, nieprawdaż? Dla niego zaś przypada, jak mi się zdaje, cała korzyść z tego układu... Jutro trzeba to będzie zakończyć.
O drugiej po południu w ów poniedziałek, skierował się więc Mateusz ku młynowi. Ale oczekiwała go tam nieprzewidziana całkiem nowa komplikacya, dramat najniespodziewańczy.
Od długich lat już głucha toczyła się walka między Lepailleurem a jego żoną z powodu syna, walka, wzrastająca bezustannie. Kiedy ojca rozjątrzało coraz bardziej próżniactwo i życie najniższej rozpusty, jakie Antoni prowadził na paryzkim bruku, matka z uporem niewykształconej kobiety, żywiącej ślepą wiarę w mądrość swego dziecka przekonana, że jeśli nie dochodzi do niczego, to dla tego tylko, że mu odmawiają potrzebnych na ten cel pieniędzy, stawała po stro-