Strona:PL Zola - Płodność.djvu/153

Ta strona została skorygowana.

a noc taka piękna... Zamkniemy później... przed zaśnięciem.
Rzeczywiście, noc była prześliczna. Łagodne, wiosenne powietze, przesycała woń lasu i pola a ciemny zmierzch niósł uspakajającą ciszę, jakby oddech zadrzemanej ziemi, wypoczywającej w swej wiecznej płodności. Pomimo tego wypoczynku, życie z niej promieniało lekkiem drżeniem traw i liści, szumem lasu i wody, były to miłosne, nocne jej szepty. Mateusz i Maryanna zostawszy w ciemności, spojrzeli przez otwarte okno na gwiaździste niebo. Wprost łóżka, na którem teraz leżeli oboje, widać było łunę odbijających się na niebie świateł Paryża. Mateusz objął ramionami Maryannę, przytulił ją do serca i zatrzymawszy w objęciach gibkie jej ciało, rzekł zcicha głosem wzruszonym:
— Moja ukochana, chciej zrozumieć, że kłopoczę się jedynie przez wzgląd na nasze dzieci i na iebie. Znajomi nasi posiadają majątek a jednak są dość rozsądni, by się nie obarczać liczną rodziną a my, ubodzy, nic nie posiadający, mamy już czworo dzieci, sypiąc je jedno za drugiem... Zastanowiwszy się, każdemu musi się to wydać szaleństwem z naszej strony... Urodzenie się Rózi prawie że do nędzy nas doprowadziło... Musieliśmy uciekać z Paryża tutaj i pomimo ciągłej szczędności, poraz pierwszy zaciągnęliśmy długi z powodu przeprowadzki... dochód nam nie wystarcza. Czyż ty nie jesteś tem zaniepokojona?