Strona:PL Zola - Płodność.djvu/994

Ta strona została skorygowana.

jak mawiała wesoło, z których kiedyś miała zrobić podarek dzieciom w dniu ich ślubu.
A już myślano o ślubie Berty. Miała to być pierwsza wnuczka Mateusza i Maryanny, która wyjdzie za mąż; i oboje cieszyli się naprzód już tą myślą, że wkrótce zostaną pradziadkiem i prababką.
W cztery lata później Grzegórz pierwszy odleciał z gniazdka. A odlotowi temu towarzyszył cały dramat, który coprawda rodzice już czuli od pewnego czasu w powietrzu. Grzegórz nie należał do rozsądnych. Zawsze był pędziwiatrem, niepokojem w rodzinie; zsiadły w sobie, krępy, silny choć nizki, z twarzą drwiącą, w której świeciły oczy pełne blasku. Dzieciństwo przeszło mu wśród szkółek drzew w Janville a następnie przeszedł okropnie nędznie nauki w Paryżu, zkąd powrócił wesoły, zdrów, ale nie chcący się zdecydować na jakiekolwiek rzemiosło lub jakibądź zawód.
Miał już lat dwadzieścia a nie umiał nic więcej jak polować, łowić na wędkę, upędzać po okolicy na koniu, ani głupszy, ani mniej czynny niż inni, uparty, rad żyć tylko wedle własnej głowy i własnego upodobania. A co najgorsza, że całe Janville opowiadało sobie od kilku miesięcy, iż zawiązał napowrót dawne koleżeńskie stosunki dziecinne z Teresą Lepailleur, córką młynarzy i że spotykano ich wieczorami po