Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.
I.

Styczeń się już kończył, gdy pewnego poranka ksiądz Piotr Fromont znalazł się o godzinie ósmej na szczycie wzgórza Montmartre, przed bazyliką Sacré-Coeur, gdzie miał mszę odprawić.
Zanim wszedł do kościoła, zatrzymał się na chwilę, by spojrzeć na Paryż, roztaczający się u stóp wzgórza jak olbrzymie morze.
Przez dwa upływające miesiące, srożyła się wyjątkowo ostra, mroźna i śnieżna zima a obecnie nadeszła odwilż, zatapiająca Paryż w dżdżyste i ponure chłody. Całe niebo szare jak ołów, opadało ku ziemi mgłą ciężką, smutną i żałobną. Wschodnia część miasta, złożona z dzielnic pracy i nędzy, tonęła w ryżawych dymach, unoszących się z wysokich kominów fabryk, podczas gdy ku zachodowi, po nad dzielnicami bogactwa i rozkoszy, mgła się rozjaśniała, przemieniając się w lekką zasłonę z nieruchomej pary. Ledwie że można było odgadnąć widnokrąg a w nieskończoność ciągnące się pole domów, występowało jak chaos kamieni poryty czeluściami wy-