Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

się na palce, widział przez otwarte podwoje salonu, plecy kobiet siedzących rzędami, gołe ich ramiona i szyje ocienione opadającemi puklami czarnych lub jasnych włosów. Zapewne maurytanki musiały już tańczyć na scenie. Nie widział ich, lecz mógł śledzić wrażenie ich lubieżnego, płomiennego tańca, bo dreszcz miłosny zdawał się obiegać wszystkie te strojne i w połowie nagie kobiety, słaniające się jakby za podmuchem palącego wiatru. Wtem maurytanki zapewne odtańczyły pierwszą część programu, bo wybuchły szepty, śmiechy i szalone brawa zahuczały burzą rozgorączkowanych zachwytów.
— Nie mogę odnaleźć księżnej — rzekł nadchodzący Massot. — Lecz niechaj pan trochę poczeka... Spotkałem Janzena, który mi przyrzekł, że ją przyprowadzi... Pan zapewne nie zna Janzena?...
Znalazłszy sposobność do sypania ploteczek, Massot zapewnił Piotra, że księżna de Harn, jest jedną z bliższych jego znajomych. Przyjaźń datowała się od roku, to jest od przybycia księżnej do Paryża i wyprawienia pierwszego wielkiego przyjęcia w świeżo urządzonym pałacu. On pierwszy podał o tem wszystkiem pochlebne i długie sprawozdanie w prasie. Lecz przyznał się, iż dotąd nie znał rzeczywistej prawdy o księżnie, jakkolwiek wywiedział się już niemało. Musiała być bogata, bo wydawała krocie. Zapewne była zamężną, a może nawet mąż jej był prawdziwym