Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/121

Ta strona została przepisana.

bem; on syn pustyni ssał promienie jej słońca w kolebce i z nich spieka na zawżdy została się w łonie; a zatem zgrzytnie i rękoma uderzając o łoże odeprze się od niego; skoczył, stoi wśród namiotu naprzeciwko niej. Tu jeszcze walczył z sobą samym, ale nie zdołał wystroić liców w pogodniejszą barwę. Tu jeszcze drżąc załamywał dłonie, chcąc im nadać pozór niewzruszoności, ale krew coraz zażarciej wre mu po żyłach; by zmysły odzyskać, głowę na chwilę odwrócić usiłuje. Ale niepotrafił, bo siła namiętności trzyma źrenicę jego wlepioną wprost naprzeciw. Poznał, że nie poskromi ognia, które zeń bucha — a zatem rzucił się jak wściekły, zasłonę rozdarł i oderwał z jej skroni i zatrzymał się dysząc, z potem na czole, obłąkanym wzrokiem, do szczętu znękany.
A ona wciąż zachowuje milczenie i z zwykłej powagi nic nie spuszcza; wprawdzie na jagodach znać ślady łez i smutek, ale kiedy te łzy wylała, o tem nikt nie wie; a teraz suche ma powieki i oczy posępne od wzgardy. Nuradyn wpatrywał się w nią i długo i długo. Dziwna, że tak nagle się uciszył, głos mu zasnął w twarzy i ramionach, jedno spojrzenia zawsze równie mocne, sypią iskrami na lica Maryny, i z czoła mu wyczytać snadno, iż w duchu głęboko się namyśla: zapewne nie trybem ludzi, którzy ważą na szali roztropności zamiary i doszedłszy brzegu przepaści wahają się nad nim, ale tak jak godziło się jemu, który nigdy żadnego uczucia nie rugował z duszy, o przyszłość nie dbał i duszę za pole bitwy oddał namiętnościom, a Tej, co zwyciężyła, miłości dał dowód zawsze i sercem i ciałem.
Zapewne teraz w nim podobna odbywa się walka, a promienie różnobarwnego światła igrając po zielonej szarfie ziarnkowanej złotem, po kaftanie i mieniącem się futrze, po białym zawoju, twarz mu najmilszemi oblewają tęczami. Wreszcie lica jego znów wyrazu żywszego, zmiennego nabiorą, głos do ust się ciśnie