Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/205

Ta strona została przepisana.

nej szuka, a nuta nie wraca; — a za nią mimo woli coraz bardziej się odrywa, nią niebędącą prześladowany słuch! Lecz owszem, wiem o czem mowa — powtórz tylko!

Aligier.

Pytałem się, czy pamiętasz jeszcze com ci zapowiadał, gdyśmy z ostatnich gór schodzili w stronę miasta tego?

Młodzieniec.

A jakżebym nie wiedział? Obiecałeś mi, że mnie wprowadzisz do grona utajonych i tęskniących, w których się duchu przyszłość wypracowywa.

Aligier.

Czyś gotów?

Młodzieniec.

O każdej godzinie!

Aligier.

Za trzy dni, o samej północy zaprowadzę ciebie. Wtedyć ujrzysz sam na oczy, wszystkie dzieje ziemskie, porównasz je z jedną ziemianką — osądzisz, czy się godzi przy nich, jeszcze marzyć o niej:

Młodzieniec.

Nie mówmy o tem. Daj mi twe błogosławieństwo jak co wieczór — odejdę!

Aligier.

Pierwszy raz w życiu lodowato mi w duchu przy tobie?

Młodzieniec.

Nie chcesz mi nawet dobrej nocy powiedzieć?

Aligier.

Coś nad tobą bardzo zgubnego wisi w powietrzokręgu przeznaczeń, kiedy mi tak źle! Słuchaj! — wyrzecz się jej — daj mi słowo, że ...