Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/270

Ta strona została przepisana.
Aligier.

Świadczę się wami, narody i ludzie, że taką odpowiedź jego! O Henryku mój, zważ i naucz się. Ten człowiek genialnym. Duch ten potężnym — ale nie ma potęgi co zdoła odpowiedzieć na najprostsze zapytanie, skoro ono zacnem, a ona niecną jest. Tak Pan chciał aby było, — błogosławcie Panu!

Chór niewidzialny.

Zatrzymaj się, obłąkany duchu! Czy nie pamiętasz jaką hańbą pokalan, kto nam nie dotrzyma wiary? po tej i tamtej stronie grobu opóźnion, zewstecznion, nędzny i nikczemny będzie!

Pankracy.

Na tamtej stronie, przyjmuję, — byleby nie na tej! A na tej, synem dzieł moich własnych jestem! Ojcowie moi, których sam płodzę, czyny, pomagajcie mi! Za mną bracia!

Prezes.

Chóry wszystkie, zastąpcie drogę temu niewiernemu bratu i nie puszczajcie go!

Aligier.

Tylko błagam cię, ojcze, nie każ drugiej części chóru polskiego, by miała stawać naprzeciwko braci własnych — bo choć grzeszni, braciaż zawsze!

Prezes.

Was jednych wierni Polacy, wyłączamy od dopełnienia rozkazu naszego. Pozostańcie na miejscu waszem!

Pankracy.

Czy myślisz, arcyprzewielebny, że mnie tłumem tym osaczywszy, obalisz na kolana przed sobą? że w tych głuchych podziemiach, gdy skiniesz, ty co krwawego nie masz nakazu, ci twoi mnie zarzną! Puszczajcie mnie narodowe chóry!