Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/36

Ta strona została przepisana.

zemsty przydawa. — Napróżno. Bramy już wybite; po trupach swoich Moskwa rowy przeskoczy i na podworzec się dostanie. Dziki wrzask, szalony gwar, szczęki i łoskot; nieprzyjaciele walą ku podwojom Carowej.
Poznał Sahajdaczny, iż zamku nie obroni. — Rozsypcie się, woła na mołodców swoich, gdzie który może niech ucieka, a jutro o białej zorzy, bądźcie mi na koniach przy broni w Gorczakowym lesie.
Wnet z około męża znikli towarzysze; w mroku czernieją ich ciała, chylone, zawieszające się u strzelnic, czołgając po murach, aż wreszcie przepadną, to za okopem, to za stosem trupów, to za rowem, to wśród nieuważnych wrogów, każde w innej stronie.
Zarucki sam jeden pozostał na murze; przez chwilę spozierał na zabitą starszyznę w około bez żalu, bez litości, wzrokiem jakim się na powszedni chleb patrzy; potem pobiegł przez baszty i zakręty ku wieży, bo tam wołało go coś mocniejszego od powinności żołnierza.
Krótka, ale trudna była droga. Sam ją odbywał, bo wiedział, iż jedno tym sposobem ujdzie baczności wrogów; walczyć musi co chwila z trupami, rozrywać ich gęstwinę, by łatwiej przejść było, zrzucać je na dziedzińce, na głowy wrogom, którzy tam krzyczą i hasają z pochodniami, szukając wdowy po Samozwańcze; tu i owdzie przeskakiwać przerwy od kul wyłamane, zataczać się po odłamkach pancerzów, hełmów i szabel; lecz im więcej przeszkód, tem srożej wre mu w piersiach chęć dostania się do wieży. Ciągnie do jej szczytu siła niepojęta, która wszystko insze z mózgu ruguje: jeden tylko tam obraz pani urodziwej zawiesza i kołysze na falach krwi do czoła bijącej.
Doszedł piętra równego z murem, w tej samej chwili, kiedy Moskwa wybijała bramę dolną pod spodem. Ramieniem uchwycił się galeryi nad głową, odparł mur stopami, zawisł chwilę w powietrzu, na jednej