Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/45

Ta strona została przepisana.

z wielkich Kończyn, wojewody Sandomierskiego, Lwowskiego, Samborskiego, Medenickiego Starosty — Carowa moskiewska!
Od wielu dni nietrefione włosy spływają aż na posadzkę, to w tył odrzucone snują się na poduszce w cichej swawoli, to u skroni zawisły, to zbiegły do szyi, to dalej jeszcze czarne zagony zapuściły aż na piersi, a teraz leżą niewzruszone, tak jak każden splot i pukiel ułożył się w chwili, kiedy zasnęła. Z pośród owych ciemnych ram lica jej wypukłe przebijają, bardziej jeszcze blademi się wydając; na ustach krąży ciągle niby pół westchnienia, niby oddech żałosny, ale tak słaby, tak nieznaczny, iż chyba go kochanek zrozumie. Powieki rąbkiem długich rzęs zasunęły się nad oczyma, jedno zadrgną czasem; na licu znać, iż coś z nim walczy w głębi ducha. Tak śpi oblubienica przed zamęściem, matka przy kolebce słabego dziecięcia. Tak spada Kalpurnia dniem przed śmiercią Cezara.
Późno już w noc zdało się jej, iż wpada w sen o dźwiękach harfy, czy gitary, czy strun jakichkolwiek o śpiewie znanego głosu. Skądże z pośród tylu ponurych marzeń przyszło jej niespodzianie marzyć o muzyce i pieśniach? A one tony nie brzmią posępnie, nie zwiastują ni pogrzebu ni bitwy, owszem melodyjnie płyną w około, a co dziwniejszego, ona każdy z nich gdyby na jawie rozeznać potrafi.
I coraz pełniej jej uszy nabrzmiewają owemi dźwięki — oczu dotąd nie otworzyła, ale myśl jaśniej krąży już po mózgu, choć im jeszcze brakuje związku, choć to jeszcze gwiazdy błyszczące mgnieniem oka, a gasnące bez powrotu.
Leżałaby długo w tem zawieszeniu między snem a życiem, zdjęta rozkoszą cichego zachwycenia, gdyby dźwięki wciąż równie słodkie, równie harmonijne były; lecz wzniósł się z pośród nich ton jeden głośniejszy, ostrzejszy, w niezgodzie z towarzyszami, podobny do krzyku, który konając na jęk się przemienia.