Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/119

Ta strona została przepisana.

Hej! bracia, co znaczy,
Że tak wśród pędu osadzacie konie?
Dzicz koczującą na pustyni łonie
Wyście dostrzegli — wy z nią mówić chcecie!
— Ruszajcież z miejsca — krok jeden już przecie!
Z ciemnym tym czasu nie traćcie narodem!
Wyszli mchu trochę uzbierać pod lodem;
O niczem więcej nie słyszeli w świecie. —
Czasem i Moskal w ich hordę się wbierze, —
Lecz nie ufajcie — gorsze od nich zwierzę.
Im się przynajmniej szczerość w sercu plemi. —
Czemuż tak długo mitrężycie z niemi? —
O bracia — bracia!...


∗                              ∗

Przez powietrza ciszę
Każde tam słowo wymówione słyszę. —
Pytają moi: „Czy męczą się jacy
W tych murach czarnych skazani Polacy,
Za to, że niegdyś im polska ich wiara
Nie dozwoliła uczcić boga-cara?“
A głos wśród ludu jakiś odpowiada:
„Tu jęczy tylko sprośny mord i zdrada!
Innych tam więźniów nie ma jeno tacy,
Co matkę — ojca zabili lub brata!“
Kłamstwo! ach! kłamstwo — nie wierzcie, rodacy!
— I znów głos moich po nad śnieg ten wzlata:
„Nie takich szukać my przyszli w te kraje; —
Polska jest świętą — świętym żywot daje!
Lecz matki — ojca lub brata morderca
Niech tu w moskiewskim dognije pogrzebie —
Bóg może zbawić takiego — lecz w Niebie —
Polska na ziemi nie skłoni — doń serca!“


∗                              ∗

Bracia! o bracia! — zaczekajcie chwilę!
Ach! nie ściągajcie tak cugli ze wstrętem,
By gród przeklęstwa bocznym minąć skrętem.