Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/149

Ta strona została przepisana.

Ty mnie nie słyszysz, choć jestem przy tobie;
Ty mnie nie widzisz, gdy zrywam ci kwiaty
Z łąk, wzgórzów, lasów i rzucam na szaty, —
Ty je otrząsasz i depcesz w żałobie!
Proszę się duchów, archaniołów, Boga,
Bym mógł raz jeden objawić się tobie,
Gdzie chłodnik, wschody, gaj i w gaju droga,
Stanąć widzialny o wieczoru dobie!
Lecz darmo proszę — tylko pozwolono
Mi skroń twą pieścić wietrzyka powiewem,
I, bladych iskier wieńcząc cię koroną,
Niedosłyszanem żegnać cię westchnieniem!
Próżno mnie wabią gwiazdy i lazury!
Ja zbiegam ciągle na dół, tam ku tobie!
I smętny wracam w niebieskie tortury!
W nieskończoności pusto mi, jak w grobie!
Nieszczęsny jestem, choć gwiazdy i słońca
Przy mnie się kręcą w pierścieniach z promieni,
Cierpię bez miary i tęsknię bez końca
Do niższych, ziemskich, do twoich przestrzeni.
Samotny jestem wśród toni wszechświata!
Co mi po nurtach tej elektryczności,
Która dziś wieńcem siły mnie oplata?
Co mi po sile, która we mnie gości?
Co mi, że latam i wieję i płynę?
Że mnie witają po drodze komety?
Że, gdy na tęczę ciało me rozwinę,
W łuku mych ramion przechodzą planety?
Jedno mi tylko pociechą się stało —
Twarz gdzieś anielską raz jeden spotkałem —
Co mi twą piękność jak snem przypomniało,
I to mi było, w Niebie, szczęściem całem!
O! płacz nademną gorzką łzą pamiątek;
Płacz nad nieszczęsnym, coby wolał z tobą
Dzielić łzy, bóle i ziemski zakątek,
Niż, świateł marną spętany żałobą,