Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/161

Ta strona została przepisana.

Tam dom mój ciasny — lecz pełen wolności,
Lepszy niż zamki, w których królujecie —
Żaden z was, do mnie nie przyjdzie tam w gości —
Pierwszy raz będę bez was na tym świecie! —
Wolno wam mówić żem dziwak — żem dumny —
Prawda, trzymają się mnie dziwne smaki:
Od słońca z wami — wolę ciemność trumny —
Od twarzy waszych — szkieletów robaki!...
Jest iskra we mnie, — której nikt nie zdusi —
Jest duma we mnie, — której nikt nie skusi,
By pokłon panom widomym oddała —
Niechaj więc ginie nietknięta i cała!...
Gdybym was zdusić mógł w jednem objęciu
I strącić wszystkich do jednej otchłani —
Chciałbym po waszym zostać w piekłowzięciu
I żyć na ziemi — dla mej drogiej Pani!
Lecz Pani moja już na marach kona,
Próchna światełkiem tli jej oko śniade —
Krucyfiks wzięła w ręce bardzo blade,
A trzy sztylety tkwią w głębi jej łona!...
Ja nad tem łonem — ja trzymam gromnicę,
Ostatnim błyskiem oświecam Jej lice —
I liczę chwile, gdy umrze ma droga —
I ja z nią pójdę gdzieś tam szukać Boga!...
Nie myślcie o mnie — proszę was, o wrogi!
Daremna praca! Oszczędźcie jej sobie —
Bo hańby nie chcę — a nie umiem trwogi!
Na mnie pokusę — trzeba znaleść w grobie!..
A gdy umarłych wy kusić zdołacie,
I podlić serca pod krzyżem cmentarzy —
Wtedy dopiero w mej podziemnej chacie —
Ujrzycie podłość na mej trupiej twarzy!..
Na was więc czekam — tak — gdy serce pęknie,
Ale nie wprzódy — bo z mlekiem wyssałem,
Że was niecierpieć — jest święcie i pięknie —
I ta nienawiść mojem dobrem calem!