Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/237

Ta strona została przepisana.

czeni chwale, o ileśmy tu nigdy ni spokojni, ni ukojeni, ni zaspokojeni. Nasz ból, nędza nasza wskazówkami nam, że idziem dalej, że wznosim się, że na nas czeka inna dopełń żywota. Rady nie masz, tak jest. Ale w każdej chwili łaska Ojca, która jest w niebiesiech, nachyla się ku nam, dźwiga nas, ratuje, nie dopuszcza, by klęski nas obalające miały moc roztratowania nas, by ból nas szarpiący był bez przestanków, a takie przestanki są szczęściem ogromnem. Gdy ból jaki cielesny lub duchowy zaczyna wolnieć, istotnie w tej chwili doznajem olbrzymiej radości, nadzwyczajnego ukoju. Wierz mi, że doskonale czuję, ileś w życiu z dni blasku, w smętne, mglane dni zdarzeniami strącona, i o ile życie stało ci się nudą nud i ciągiem cierpieniem. ...Módl się z całego serca, z całej duszy, upokornij się i uniż przed Ojcem niebieskim, proś o moc ducha, o wolę, płacz łzami dziecka, a będzie ci lepiej — a potem pomyśl, żeś Polką, i staraj się nitki życia powiązać ściślej z przędzą Ojczyźnianego żywota.


∗                              ∗

Znękanym i schorzałym i smutnym nad miarę. Życie jak szkło pękło mi w dłoniach, a odłamki wcisnęły się w serce. Ah! to nielada przeprawa ten byt ziemski! ileż znieść trzeba! a najwięcej, że nie ma za kogo zginąć, toż i nie warto żyć!...