Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/259

Ta strona została przepisana.

się, aby kara prześladowania spadła na prześladowców, nie nazywaj tego jeszcze wygnaniem. Lecz może w rozkosznej krainie, pod jasnem niebem bawiąc się wesoło, przy kochance cudzoziemce pędząc dni uniesienia i namiętności, z wieńcem kwiecia na skroniach a z jej ręką w dłoni, z ustami na ustach, posłyszysz, że twoja ziemia zrzuca jarzmo i rwie kajdany, które ja krępują: wtenczas, jeśli pożegnawszy wśród jęków i łez lubą na wieki, pobiegniesz ku szczękowi szabel na ojczyste błonia, lecz w pół drogi cię zatrzymają ludzie i okoliczności; jeśli słysząc codzień wieści o swoich, codzień napróżno ku nim wzdychasz, słysząc, że się biją, ty drzemiesz, słysząc, że zwyciężają, ty dzielić chwały nie możesz, słysząc, że giną, ty żyć musisz; jeśli się ani ucieczką, ani podstępem, ani zbrojna ręką przebić nie potrafisz; jeśli wylawszy moc całą na usiłowaniu, ujrzysz wreszcie, że daremne, i od obu kochanek daleki, ani jednej sławą pocieszyć, ani drugiej zgonem pomódz nie zdołasz: — o wierzaj mi, to jest wygnaniem, i takiem wygnaniem, jakiem Bóg tylko w największym gniewie karze grzesznika. Wtedy ci już godziny, w których obcy mówić będą o wieściach ojczyzny, dłuższemi od dni się wydadzą; nocy twoje przeniosą się na pola, gdzie uczujesz ostatnie uściśnienie konających braci, a kiedy się obudzisz, jak ich zemścisz? przecież już pomstę w snach obiecałeś? U łoża odtąd krew i jęki, na jawie wstyd i cierpienie zgotowane — tak, że przed kościołem nie będziesz śmiał się przeżegnać, ani przed równym oczu podnieść, a jeśli wychodzisz, zakrywaj twarz dobrze, bierz się na tylne schody, na boczne ulice, kryj w sieniach, przemykaj przez rynki, by dzieci poznanego nie wytknęły: „on tutaj, czyż to tu jego miejsce!“
Będziesz patrzył na wschody i zachody słońca, na dnie pogodne i mgliste, na piękne położenia, dzikie wąwozy, bez ponęty ku jednym, wstrętu ku drugim, choć będziesz pamiętał, żeś jeszcze niedawno lubił