Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T3.djvu/76

Ta strona została przepisana.

Gdzie blade jeźdzce śpią przy śpiących koniach,
Z orłem na piersiach — sennem, krwawem, białem!

Gdzie leżą w węgiel rozsypane chaty,
A w bagnach rosną niezabudek kwiaty
I czajka woła — jak wprzódy — na dzieci,
I słońce cicho nad równiną świeci!

Wszystko, com kochał, w ziemi pogrzebałem,
Ciężko mi — ciężko — pod wspomnień nawałem;
Czemu nie wraca moja utracona —
Ta, co mnie kocha za grobem — gdzie ona?

Nikt z was nie widział piękności na oczy,
Bo piękność dotąd gdzieś jeszcze w zamroczy!
Zwolna kwiat ziemi z toni wieków wzrasta, —
Lecz przyjdą czasy — lecz kiedyś się zjawi
Córka człowieka i Boga — niewiasta!
I męskie serca od śmierci wybawi!

Ach! ona była nadejścia jej wskazem —
Zorzą przeczucia w ciemnych nocy kole,
Wolnej a świętej — odbitym obrazem —
Z Nieba dni przyszłych na tych dni padole!

Widziałem niegdyś jak wszyscy klęczeli
Plotąc jej z kwiatów więdniejących wieńce!
Ona, na sercu w krzyż złożywszy ręce,
Gardząc, mijała grono kusicieli.

Jak mgły pod słońcem szaty się jej śnieżą,
Na ciemnych włosach z jasnych róż korona,
I z czarnych rąbków na głowie przesłona,
Pod którą róże — jak w śnie smutku — leżą.

I tak szła zwolna przez tłum ludzki cały,
Jak siostra zmarłych — milcząca z żywymi,
Jak córka bogów — samotna na ziemi,
Duch — wszystek z bólu i z promieni chwały!