Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/261

Ta strona została przepisana.

życzę ci szczęścia, błogich chwil młodości, życzę ci szczęścia ze... Zbig...
Lecz tu ścisnęły mu się usta i język wymówić nie mógł imienia, którem brzydziło się serce, ukłonił się księżnie i postąpił ku drzwiom, ale wzrok Hanny odwołał go jeszcze.
— Nie, księżno, — odparł ponuro młodzieniec — nigdy nie łącz tych imion, lepiej nie wspominaj o Mieczysławie, jeśli nie możesz choć na chwilę zapomnieć o Zbigniewie. Nie żądaj bym dłoń przyjazną mu podał, bym się zbliżył do niego. Na takie poświęcenie, Bogiem nie człowiekiem być potrzeba; nie zagoją zadanej mi przez niego rany ani czas, ani uciechy. Pozwól, bym szczerze wynurzył uczucia, które aż do ostatniej chwili we mnie pozostaną. Żadna siła ni potęga nie mogłaby mnie wzbronić miłości ku tobie, a nienawiści ku synowi Władysława, nie obawiaj się jednak szalonych wściekłości zamachów, nie patrz przerażonym wzrokiem na szablę u boku wiszącą, przysięgam, że nigdy nie wydobędę jej na tego, którego miłość twoja ochrania. Rozdzielamy się teraz, nasze drogi dotąd, przynajmniej w moich zjednoczone marzeniach, odwracają się od siebie. Zasiądziesz na książęcym tronie, pokryjesz Boskie czoło purpurą, i zadziwisz świat cały blaskiem niezrównanych wdzięków. Ja rzucam zbroję, zdzieram oznaki dostojeństwa, zrzekam się sławy bo jej dzielić nie możesz... Żegnam cię, księżno.. I znów chciał odejść, ale wyższa nad stałe przedsięwzięcie siła, zatrzymała kroki i zgięła kolana przed stopami ubóstwianej istoty... — Ostatni raz przemawiam dawną mową do ciebie... i uchwyciwszy kraj śnieżnej szaty córki Wszebora, do ust go przycisnął, — Ulubiona Hanno! ostatni raz żegnam cię na tym świecie.
To mówiąc wzniósł oczy do Nieba, ale jak gdyby okropnem rażony odkryciem, spuścił je zaraz na dół.