Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/78

Ta strona została przepisana.

i ciągle ich napadać z lewej strony, blizko kaplicy przy brzegu Wisły, bo tam najsłabsza ich strona, spraw się dobrze nie zważając na nic, z szablą w ręku naprzód się posuwaj, za tobą pójdą inni, a zawsze wołajcie: Król! Mieczysław! i Wszebor! jeśli zaś czasem moje będziesz mógł wsunąć imię, krzyknij i Sieciech!
— Na Boga, wodzu mój — odparł Jarosz — będę całemi piersiami krzyczał, i całemi siłami rąbał pałaszem. Ale wolałbym na otwartem potykać się polu, bo w tych przeklętych murach nie można dostrzedz wroga. Świśnie strzała z ręki ukrytej za kamieniem i już po człowieku; najlepiej kiedy widzę przeciwnika: przez chwilę, oko w oko spozieramy na siebie, a potem do oręża, tak to najlepiej, ale te baszty, niech je Pan Bóg piorunem zrzuci. Wypełnię zresztą twoje rozkazy i zobaczę, ile tych sów, na nas zpoza murów patrzących, dziś poślę na cmentarz.
— Prawda — rzekł po chwili, jak gdyby zamyślony Sieciech — prawda, nie myślą wyjść na pole, niewzruszeni stoją zakryci warowniami, głowy im tylko wystają. W każdej strzelnicy dostrzegam łuk napięty i strzałę. Książe Mieczysławie! ginąć będziemy pod ich ciosami, kiedy tymczasem oni bezpieczni, w żart nasze usiłowania obrócą. Na Boga! sądziłem, że za naszem zbliżeniem się nie wytrzyma Zbigniew, że wypadnie na pole zetrzeć się z nami, ale ten szatan niemiecki, musiał tak roztropnie obronę urządzić. Wszeborze! książe! trzeba nam szyk zmienić. Ale co widzę, zbliża się do nas Skarbimir, bogaty i hojny właściciel Guleczewa. Zobaczycie jak z niego zażartuję. Wszeborze, trzeba się trochę pocieszyć; książe! nic lepszego przed bitwą, nad żarty i śmiechy.
Po tych słowach zbliżył się do starego skąpca, i tak silnie ścisnął go za rękę, że wyraz boleści skrzywił usta Skarbimira.
— Najbogatszy z Polaków, najhojniejszy z panów, mam nadzieję, że nam dasz dzisiaj waleczności