Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/85

Ta strona została przepisana.

z rzadkiem męstwem umie łączyć rzadszą jeszcze roztropność.
— A więc, panie Gulczewa — ozwał się biskup — polecamy ci oświadczyć stojącym nad bramą zamkową, że Stefan, biskup płocki, żąda posłuchania u księcia Zbigniewa.
Poszedł chwiejąc się na nogach z bijącem od strachu sercem, zmuszony Skarbimir, ale za każdym krokiem wzmagała się bojaźń tak, że prawie bez duszy przybył do miejsca dosyć jeszcze dalekiego od bramy. Tu stanął i obtarłszy zimny pot cieknący z czoła, ledwo mógł, wymówić kilka słów, które nie doszły uszu stojących na straży nieprzyjaciół.
— Bliżej — zawołał Sieciech, — bliżej przystąp, potężny władco Kościelca, nie obawiaj się niczego, a potem nie to nie szkodzi, kiedy dla dobra ojczyzny strzała w sercu lub mózgu utkwi.
— Niech cię piekło pochłonie — rzekł słabo Skarbimir, słysząc dolatujące go jak piorun słowa Sieciecha. Zebrał ostatek sił, wsparł się na mieczu i postąpił dalej. Tu jak najprędzej mógł, spełnił poselstwo, a nie czekając odpowiedzi, szybkim biegiem uciekł, jak gdyby wszystkie wojska nieprzyjaciół go ścigały, i wrócił do swoich.
— Jakaż więc odpowiedź? — krzyknął Sieciech napół żartobliwym, napół groźnym głosem.
— Jakaż odpowiedź? — zapytali wszyscy.
Ochłonął z bojaźni Skarbimir i wściekle spojrzał na otaczających.
— Możecie posłać — zawołał — jakiego giermka lub żołnierza po odpowiedź, bo pewno wam jej nie przyniesie Skarbimir, pan radny i podskarbnik królewski. Od jakiegożto czasu wysyłają do bram nieprzyjacielskich ludzi najwyższemi dostojeństwy zaszczyconych? Ale na ten raz zgoda. Skarbimir z Gulczewa, podniósł wasze przełożenia; niechaj Sieciech, wojewoda krakowski odpowiedź przyniesie.