Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/112

Ta strona została przepisana.

łam siłę zadzwonić na służącą. Zawezwała ona jednego z kolegów lekarzy, który zastępował mnie w te nieliczne dni, kiedy byłam zmuszona wyjechać z Poznania na jakieś zebranie w tzw. teren. W razie choroby lub jakiejkolwiek innej przyczyny Ubezpieczalnia w Poznaniu sama automatycznie nie przysyłała zastępcy. Zastępcę trzeba szukać i opłacać go z własnej kieszeni. Doktór G. najpierw mnie zbadał i orzekł, że poprosi profesora J., aby mnie przyjęto na miesiąc do szpitala. Stan mego serca był niedobry, a w domu nie było mowy o wyleczeniu. Tak się też stało. Miesiąc przeleżałam na klinice uniwersyteckiej, aż wreszcie mięsień sercowy się wzmocnił. Wracałam znów do pracy, ale już z powziętą decyzją — opuszczam Poznań.


Praktyka w Warszawie.

Warszawa jest moim miastem rodzinnym, to też wracałam do pracy w stolicy z niekłamanym zainteresowaniem. Mój stan materialny przedstawiał się wówczas następująco. Urząd Skarbowy w Poznaniu zlicytował mi za zaległe podatki lepsze meble oraz zajął moje należności od Ubezpieczalni, po 13 latach pracy zostałam więc zupełnie bez środków do życia. Na szczęście miałam do dyspozycji pewne warto niematerialne. Szereg osób, znając moją pracę w Poznaniu, dopomogło mi otrzymać posadę w Ubezpieczalni warszawskiej i w ten sposób po raz trzeci w moim życiu zaczęłam na nowo praktykę lekarską.
Od pracy w Poznaniu i rozpoczęcia pracy mej w Warszawie dzieliło mnie tylko dwa miesiące czasu. Zachowałam więc skalę porównawczą w całej pełni i miałam możność stwierdzić, jakie różnice istniały między praktyką w tych obydwu miastach.
W roku 1935 obowiązujący obecnie Ubezpieczalnię Społeczną system lekarzy domowych, począł się dopiero ugruntowywać w Warszawie. Dopiero wówczas skasowano ambulatoria, przechodząc na zupełnie inne metody pracy.
Uderzyły mnie przede wszystkim dwie istotne i ważne dla mnie sprawy. Po pierwsze wydało mi się, że aparat administracyjny w Warszawie był bardziej precyzyjny i pracował dokładniej oraz sprawniej aniżeli w Poznaniu. Ponadto organizacja lekarska, Zrzeszenie Lekarzy, odniosło się mnie wprost diametralnie inaczej pod względem przychylności, aniżeli analogiczna organizacja w Poznaniu. Myślę obecnie, że podświadoma zapewne niechęć Poznańczyków do mnie polegała na tym, iż nie urodziłam się w Wielkopolsce. Poza tym przy wolnym wyborze lekarza istnieje, oczywiście też tylko podświadomie, wzajemna niechęć lekarzy do siebie, objawiająca się tym, iż niechętnie dopuszcza się młodszych kolegów do praktyki. No bo jakże, Związek Lekarzy otrzymuje np. 100.000 miesięcznie od Ubezpieczalni Społecznej do podziału przypuśćmy między dwustu lekarzy dopuszczonych do praktyki. Tymczasem zgłasza się jeszcze 50-ciu no-