Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/141

Ta strona została przepisana.

bym może o niej, ale często telefonowano z biura Ubezpieczalni, abym przysyłała jej karty choroby. Pacjentka procesowała się bowiem z właścicielem taksówki o odszkodowanie. Widocznie żądała świadectw. Ale co za pech na tym świecie. Robotnikowi maszyna rękę urywa, a tancerka nogi łamie.


∗             ∗

— Co to za jakieś podejrzane towarzystwo przychodzi do pani leczyć się? — mówiła do mnie z oburzeniem jedna z pacjentek, żona pracownika Urzędu Skarbowego.
— Czekałam na swoją kolejkę pół godziny. Aż tu nagle wchodzi jakaś osoba bez kapelusza, bez pończoch (było lato) i mówi, żebym ją wpuściła bez kolejki do pani doktór. Za dwie godziny mąż przychodzi na kolację, a ja muszę jeszcze iść do apteki. Więc odmówiłam jej. A ona ze złości usiadła obok mnie na poręczy kanapki i niby czytając gazetę, jak nie zacznie kasłać w moją stronę. Całą mnie opluła.
— Jak się pani zachowuje? — mówię do niej. — Siada pani na poręczach i niszczy pani meble. — A ona odwróciła się do mnie plecami i nadal kasłała.
— Co to za nieczuli ludzie przychodzą do pani leczyć się — użalała się do mnie fortancerka Z. gdy przyszła jej kolejka.
— Ach, więc to na pannę Z. skarżyła się poprzednia pacjentka — myślę sobie. A panna Z. mówi:
— Tańczę w kinie na Woli. Program zaczyna się o 8-ej. Prosiłam tę wydrę, żeby mnie przepuściła. Ale ona nie tylko, że mnie nie chciała przepuścić, ale jeszcze powiedziała mi kazanie, jak się mam zachowywać.
Jak to dobrze, że się te obydwie panie nie pobiły. Zamiast w roli lekarza, musiałabym wystąpić w roli sędziego i napewno bym wtedy także coś oberwała.


MSZ dzwoni.

— Hallo! Tu Ministerstwo spraw zagranicznych — mówi ktoś do mnie przez telefon.
W tej chwili dusza moja, że tak powiem, skacze pod sufit z radości. Ach, przyznali mi wreszcie ten paszport zaganiczny. Taką miałam ochotę obejrzeć Niemcy!
Tymczasem, dusza uradowana wraca z powrotem na swoje miejsce. Pytam się spokojnie:
— Bardzo mi przyjemnie, ale właściwie kto z MSZ — tu do mnie dzwoni?
— Mówi pani pacjent z ul. Orłowskiej 104, którego pani leczyła na katar żołądka.