Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/157

Ta strona została przepisana.

nie ma go w domu, a matka nie potrafi mnie nawet poinformować, dokąd jej „pociecha“ poszła. Jedyne, co mogłem zrobić, to zabronić mu powrotu do szkoły. Bez mego zezwolenia nauczycielka nie wpuści go do szkoły.
25. X.Należy się właściwie dziwić, że przy tak wybitnie kontaktowej chorobie jaką jest błonica, zakażenia w rodzinie są stosunkowo tak rzadkie, mimo często najbardziej niehigienicznych warunków, jakie można sobie wyobrazić. Nieraz zdarza mi się słyszeć, jak to dziś u Kwiatkowskiego: „że Pan Doktór to tak lubi trochę ludzi nastraszyć, dzieci, chwała Bogu, zdrowe jak rydze, latają po dworze — nic im ta nie będzie“ — wyraźnie sobie robociarz jowoialnie podrwiwa z czcigodnego przedstawiciela medycyny.
28. X.Wczoraj byłem na wizycie u Karpińskich. Wybitnie kontaktowi zakażenie błonicze całej rodziny. Czworo dzieci — u najstarszej dziewczynki forma ciężka. Z nosa wydobywa się cuchnąca, ropno-krwawa wydzielina, naloty brudne przechodzą z migdałków na łuki podniebienne i na podniebienie miękkie. Początki rozpadu. Dziewczynka dostała od razu 20.000 jednostek, każde z dzieci po 10.000. Karpiński to sezonowiec — podobno od 7 lat jest bezrobotnym. Podczas lata pracuje na robotach magistrackich przez 4 — 6 tygodni, potem resztę roku odpoczywa. Na całej rodzinie znać skutki tego przymusowego bezrobocia: cera wszystkich jakaś szaro-ziemista, głodowa. Podobno przez, cały rok odżywiają się niesolonymi kartoflami. Na sól ich nie stać. Lubię naocznie wszystko sprawdzić, dyskretnie więc rozejrzałem się po mieszkaniu i rzeczywiście żadnych produktów żywnościowych nie zauważyłem. Jedynie na kuchni gotowały się kartofle w wielkim żelaznym garnku. Zainteresowałem się skąd biorą na kartofle. Otóż Karpińska od czasu do czasu pomaga w gospodarstwach domowych w mieście, pierze bieliznę. Brud w mieszkaniu okropny. Widać, że ci ludzie opuszczeni przez społeczeństwo, sami także zupełnie się opuścili i że im właściwie już wszystko jedno.
29. X.Wczoraj Karpiński dostał bardzo wysokiej gorączki i dreszczy. Skonstatowałem u niego różę i kazałem go odstawić do szpitala zakaźnego. Starsza dziewczynka, u której poprawa była mała dostała jeszcze 20.000 jednostek surowicy. U reszty dzieci zupełna poprawa: naloty już zniknęły.
1. XI.U starszej dziewczynki — bardzo wyraźna poprawa. Naloty mniejsze, tkanka martwicowa się oczyszcza, stan ogólny dobry. Mam pełną nadzieję, że wyzdrowieje zupełnie. Gdy to dziś zakomunikowałem matce, nie posiadała się z radości. Biedna ona! Nie ma czym swych dzieci nakarmić, ale śmierci ich oddać nie chce! Ze szpitala nadeszła pocieszająca wiadomość: róża u Karpińskiego się zloklizowała, nie posuwa się dalej. Najgorsze już minęło.
2. XI.Myślę czasami o cudzie — surowicy przeciwbłoniczej. Jakto dzisiaj wszystko szaro, po palicie wygląda. Taka zwykła sobie, nieco większa ampułka, zawierająca kilka lub kilkanaście kubików płynu mętnego,