skromna kobieta, bezszelestnie stąpająca po pokoju, nie chciała swą osobą nikomu sprawić kłopotu: ani mężowi, barczystemu, zdrowemu robotnikowi, który niewiele miał zrozumienia dla ciężkiej choroby swej żony, ani lekarzowi, który przecież jest tak zajęty swymi chorymi, których można jeszcze uratować, a jej i tak nikt już pomóc nie może. Przesadnia wstydliwa nie chciała udać się do przychodni przeciwgruźliczej, a lekarza do domu rzadko tylko wzywała.
Jak świeca dogorywająca gasła powoli z dnia no dzień, coraz biedna, coraz chudsza, aż pewnej nocy, przy boku głośno chrapiącego męża wyzionęła ducha w milczeniu, jakby nie chcąc przerwać drogocennego snu małżonka.
Kilka dni po śmierci matki Józio zachorował na odrę. Temperatura od razu podskoczyła do 40° I na tym poziomie utrzymywała się stale, nie mając tendencji do obniżenia się. Już na czwarty dzień bez trudu wysłuchałem w okolicy łopatki prawej naciek zapalny i nie ulegało dla mnie najmniejszej wątpliwości, że chodzi tu o naciek gruźliczy. Przypuszczałem, że nawet ulegnie on rozpadowi i z tego względu od razu postawiłem rokowanie niepomyślne, o czym nie omieszkałem w ostrożny sposób zawiadomić ojca, tym bardziej, że 1 prześwietlenie płuc potwierdziło moje rozpoznanie.
W tym samym mniej więcej czasie zachorował Marcinek Czerniawski. Gorączka u niego dochodziła do 40°, ale nie budziło to większych obaw, bo wiadomo, że przy odrze często temperatura jest bardzo wysoka. Gdy jednak po kilku dniach temperatura nie spadała, a Marcinek, zwykle wesoły i bardzo żywy, leżał markotny w łóżku, nie okazywał ochoty do niczego, nie jadł i tylko bezustannie wolał pić, zaniepokojony ojciec wezwał mnie znowu.
I tu wyskoczyła pierwsza niespodzianka: wysięk surowiczy w prawej jamie opłucnej, niewielkich stosunkowo rozmiarów. Komplikacja ta nie należy wprawdzie do częstych przy odrze, ale właściwie i ona nie dawała powodu do większych obaw.
Wysięk taki, jeśli przybiera nawet większe rozmiary, zwykle wsysa się zupełnie, choroba tylko przeciąga się na długie tygodnie, zostawiając po sobie zrost w opłucnej. Ale po dwóch dniach, gdy znowu odwiedziłem Marcinka, stan choroby pogorszył się znacznie: cały dolny płat prawy był nacieczony, wysięk nie powiększył się. Już wtedy zaświtała ww mnie myśl, że chodzi tu o nacieczenie gruźlicze, że nie jest to zwykłe zapalenie przy odrze, ale tę możliwość długo odrzucałem, nie mogąc się pogodzi z myślą prawdopodobnej śmierci miłego chłopaczka.
Dłużej jednak nie mogłem się łudzić. Marcinek zaczął odpluwać, a w plwocinie wykryto niewątpliwie prątki Kocha. Nacieczenie w prawym dolnym płacie nie ustępowało, natomiast pod lewym obojczykiem ukazał się nowy naciek, który prawie natychmiast zaczął ukazywać cechy rozpadu.
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/194
Ta strona została przepisana.