Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/267

Ta strona została skorygowana.

A okazji po temu miałem aż nadto, rozległa okolica, z ludnością około 8 tysięcy dusz, w okolicy stałe ogniska epidemii chorób zakaźnych, ludność garnąca się do lekarza, który okazałby dla chorych nieco serca i zrozumienia.
Miałem co prawda obawy, czy podołam wziętym na siebie obowiązkom ze względu na siły i zdrowie. Bowiem na pół roku przed sprowadzeniem się do Barcina, wstałem z łóżka po 7-mio miesięcznej chorobie, mianowicie na pierwszej placówce lekarskiej, po otrzymaniu dyplomu tj. asystentarza szpitala Djakonisek w Bydgoszczy, zaraziłem się szkarlatyną, w następstwie której wystąpiła choroba nerek i serca, przykuwając mnie na szereg miesięcy do łóżka, a osłabiając na długi czas cały organizm. Jednakowoż obawy te były na szczęście płonne, gdyż zdrowie służyło mi względnie dobrze.


Choroby zakaźne i walka z nimi.

Przez pierwsze miesiące mej działalności lekarskiej najwięcej zajmować się musiałem durem brzusznym czyli tyfusem. Ognisko tej choroby znajdowało się w dużej osadzie fabrycznej liczącej około 350 stałych mieszkańców — Wapiennie. Ponieważ fabryka ta zatrudniała około 500 pracowników, a z 350 stałych mieszkańców pracowało około 100, reszta zaś ludność przypadała na niepracujących członków rodzin, żony i dzieci pracowników, więc około 400 poza mejscowych pracowników przyjeżdżało do Wapienna do pracy z bliższej i dalszej okolicy, przy czym niektórzy z nich pozostawali 6 dni w fabryce, mieszkając w barakach i tylko na niedzielę wracając do swych rodzin. Z mieszkających w Wapiennie rodzin nie było prawie mieszkania, w którym nie chorowałby ktoś na tyfus. Doły kloaczne nie były należycie uszczelnione i łączyły się z wodą zaskórną, która wpływała do głębokiego na 80 metrów dołu, z którego wydobywano surowiec — kamień wapienny. Robotnicy, zgrzani wyczerpującą pracą, pili zazwyczaj wodę wytryskującą nakształt źródeł z ściany kamieniołomów, zarażając się przez to tyfusem. Wielu znowu z robotników, obcując z rodzinami chorych, względnie z ozdrowieńcami — zarażali się tyfusem pijąc mleko, lub spożywając owoce w warunkach niehigienicznych. Ponieważ większość robotników pochodziła, jak pisałem z poza Wapienna, więc epidemia szerzyła się obejmując coraz dalsze okolice.
Należało zatem energicznie wkroczyć dla zwalczenia zarazy. Za poparciem Kasy Chorych i zarządu fabryki postanowiłem przeprowdzić masowe szczepienia przeciwtyfusowe.
Szczepienia takie natrafiłyby może na wielkie trudności w ośrodku innym, gdyż nie miałem właściwie żadnej mocy prawnej zmuszenia do szczepienia tych, którzy by się temu nie chcieli poddać. Jednak w ośrodku przemysłowym, życzenie zarządu fabryki jest oczywiście nakazem dla