Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/284

Ta strona została przepisana.

wszystkie wieczory i niedziele spędzali w tamtejszej „barace“, względnie w pobliżu rosnących krzakach.
Ma się rozumieć, że w podobnych warunkach robotnicy sezonowi stanowią niesłychane niebezpieczeństwo dla całej okolicy. Wystarczy, by w drużynie był jeden chory względnie chora — a choroba w bardzo szybkim tempie przenosi się na wszystkich pozostałych członków drużyny. Ponieważ chłopacy — robotnicy sezonowi nie gardzą też wdziękami miejscowych dziewcząt — zaraza przechodzi poza obręb robotników sezonowych.
Odwrotnie — jeśli wszyscy robotnicy sezonowi są nawet zdrowi — to wystarczy, aby jeden, czy jedna z nich zachorowała od miejscowego partnera, a znowu zaraza przenosi się na podatny grunt i szerzy się w zastraszający sposób. Dlatego też — my w Wielkopolsce — obserwujemy, że robotnicy sezonowi przynoszą ze sobą choroby weneryczne z rodzinnych województw centralnych.
Lekarze natomiast w województwach centralnych ubolewają, że sezonowi przynoszą choroby weneryczne z Wielkopolski, gdy powracają na zimę do domów. Zdaje się, że jedne i drugie spostrzeżenia są słuszne — pewnym jest bowiem, że warunki mieszkaniowe i życiowe robotników sezonowych są tego rodzaju, iż sprzyjają wzajemnemu obdarzaniu się chorobami wenerycznymi, niezależnie od tego, czy choroba ta pochodzi w początkowej instancji z rodzinnej Kongresówki, czy też nabyta została w Wielkopolsce.
Dopóki robotnicy rolni należeli do Kas Chorych — to ostatecznie było pół biedy. Gdy zauważyli jakieś objawy — brali karteczkę z kasy majątku i szli do lekarza. Ponieważ w zwykły dzień nie chcieli tracić czasu, przychodzili w niedzielę — było to trochę kłopotliwe dla lekarza, lecz uwzględniało się warunki pracy tych ludzi i leczyło się ich. Lecz obecnie żaden robotnik rolny, a tym więcej ci najwięcej upośledzeni z nich — robotnicy sezonowi, nie mają przecież praktycznie dostępu do lekarza chorób wenerycznych, więc się nie leczy.
Dlatego słuszne wydają się postulaty, wysuwane przez niektórych lekarzy, że robotnicy sezonowi powinni być badani przez lekarzy, po pierwsze w dniu przyjazdu do pracy, a po drugie w dniu odjazdu do domu.
Tylko w ten sposób udałoby się wyszukać osobników chorych, przenoszących zarazę weneryczną do odległych okolic.
Lecz nie tylko w tak „naturalny“ sposób szerzą się po wsiach choroby weneryczne. W małej wiosce Z., gdzie mieszkało poza kilkunastoma rolnikami, coś z sześć ubogich rodzin robotniczych, pojawiła się przeszło czterdziestoletnia kobieta z dziewięcioletnią córką. Na wiosce ludzie są gościnni, zwłaszcza ci najubożsi.