z postępującą modernizacją i uprzemysłowieniem gospodarstw rolnych, gdy propaguje się w rolnictwie stosowanie najrozmaitszych maszyn, jak żniwiarki, sieczkarnie, młockarnie itp. Ustawodawca chciał zabezpieczyć rolników od skutków wypadków, jakie mogą łatwo się wydarzyć przy stosowaniu podobnych maszyn. Że w razie istotnego wypadku przy pracy — poszkodowany dopomina się zwrotu kosztów leczenia, a w razie trwałego uszkodzenia, czy też kalectwa na skutek wypadku — dopomina się też renty i to zawsze jak najwyższej — to jest zjawiskiem najzupełniej normalnym.
Lecz smutniejszym jest inne zjawisko — że płacący grosze na ubezpieczenia wypadkowe — chcą takowe wykorzystać i dopuszczają się po prostu oszustwa — kładąc na karb wypadków wszystkie możliwe choroby W niektórych udowodnienie oszustwa jest najzupełniej łatwe. Tak np. w końcu 1933 roku zgłasza się do mnie starszy mężczyzna Fryderyk R. — skarżąc się na bóle w kiszce odchodowej. Zbadanie wykazało raka kiszki grubej. Powiedziałem choremu w oględnej formie, iż wrzód ma na kiszce i będzie musiał poddać dłuższemu leczeniu wzgl. operacji — „a panie doktorze, czy by nie szło leczyć się na koszt ubezpieczenia wypadkowego“ — pyta mnie pacjent, „gdyż przypominam właśnie sobie, że przed kilku miesiącami zleciałem z woza, gdy woziłem drzewo i właśnie od tego czasu czuję się chorym“. Co mogłem w takim przypadku poradzić choremu? — Powiedziałem mu, iż jeśli uważa, że choroba jest następstwem wypadku, niech zgłosi to Ubezpieczalni.
Ubezpieczalnia ma się rozumieć odrzuciła roszczenia chorego, gdyż jest rzeczą wykluczona, aby rak kiszki odchodowej mógł rozwinąć się na skutek upadku z wozu. Ale częściej zdarza się, że trudno orzec, czy choroba jest następstwem wypadku przy pracy, czy też nie. Poszkodowany dostarcza zazwyczaj kilku świadków — swoich sąsiadów i kumotrów którzy zeznają, że widzieli i słyszeli, że poszkodowany uległ właśnie przy pracy wypadkowi i na skutek tego jest teraz chory. Tak więc Franciszek M. wyjechał rowerem w niedzielę po południu na dworzec, aby oczekiwać na żonę, która wracała z gościny u krewnych. Tuż za domem Franciszek M. zleciał z roweru i złamał nogę w biodrze. Wypadek co prawda był, lecz nie przy pracy, domownicy potwierdzili, iż poszkodowany zleciał z roweru, gdy wyjeżdżał na targ (a zatem uważa to się już za dział pracy rolnika) i Franciszek M. do dziś pobiera kilkanaście złotych miesięcznie renty z Ubezpieczalni.
Gustaw G. dostał krostkę na nodze. Ponieważ zaczął wyciskać ją brudnymi rękoma, dostał zakażenia krwi i z małej krostki powstała ogromna ropowica sięgająca od kolana do brzucha. Leczył się dłuższy czas, w końcu wyzdrowiał, lecz noga została częściowo sztywna. Ale sąsiedzi nauczyli go, aby zgłosić chorobę do Ubezpieczalni jako nieszczęśliwy wypadek. Zameldował więc, iż kilkanaście dni przed zachorowaniem uderzył się nogą o pług, noga z tego spuchła i powstało zakażenie. Sąsiedzi i ku-
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/321
Ta strona została przepisana.