Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/335

Ta strona została przepisana.

ludzie — dowiedzieli się o tym zbył późno, by pomyśleć o jakichś sztuczkach A że dziewczyna przez swoją lekkomyślność utraciła już szanse dobrego ożenku, przeto wyszukano jej wdowca z kilgorgiem dzieci, wiecznie bezrobotnego, dano mu kilkaset złotych i ciężarną dziewczynę (o czym zresztą Pan młody dobrze wiedział).
Dziś zgodnie ze sobą od kilku lat żyją.
W innym wypadku rodzice dowiedzieli się o nieszczęściu córki w 3-cim miesiącu ciąży, naprędce wyszukano więc jej jakiegoś narzeczonego, dano trochę więcej posagu niż zwykle i urządzono huczne wesele. Jednakowoż nie wtajemniczono go w sekret panieński żony. Nadszedł dzień rozwiązania, w pół roku po ślubie, z powodu komplikacji porodowych wezwano mnie do położnicy w domu jej rodziców, gdzie wraz z mężem zamieszkiwała. Zauważyłem, iż mąż był niesłychanie zdenerwowany, co tłumaczyłem sobie obawą o przebieg porodu u żony itd.
Gdy dziecko przyszło na świat, pierwszym pytaniem „ojca“ było, czy jest ono czasowe — tzn. donoszone.
Nie wtajemniczono mnie niestety w tajemnice rodzinne — nie miałem pojęcia, że młodzi są coś pół roku po ślubie, a znają się też niewiele dłużej. Wobec tego pytanie „ojca“ tłumaczyłem sobie jako troskę o potomka, który by jako ewentl. przedwcześnie urodzony, mógł się rodzicom nie chować.
To też w najlepszej myśli uspokoiłem „ojca“, że dziecko jest najzupełniej czasowe. Wtedy bomba wybuchła — młody „ojciec“ poleciał do izby, gdzie przebywali teściowie i za chwilę usłyszałem tylko hałas tłuczonych sprzętów przy akompaniamencie wcale nie wersalskich epitetów.
Okazało się, że teściowa na wszystkie świętości zapewniała zięcia, że córka była do ślubu niewinna „jak lelija“, a poród w zbyt wczesnym terminie jest porodem przedwczesnym i dziecko urodziło się niezupełnie donoszone.
Wobec tego musiałem mój błąd naprawić, razem z akuszerką zawołaliśmy „ojca“ zresztą nie bardzo inteligentnego parobka i tłumaczyliśmy mu, że dziecko się rozwinęło u jego żony w krótszym czasie, bo tylko w 6 miesięcy, ale jest mimo to dobrze rozwinięte, więc gdy sądziłem, że jego pytanie o donoszenie odnosi się do stanu zdrowia dziecka, to chciałem go uspokoić, ale to nie powód, żeby zaraz podejrzewał swą żonę.
Nie wiem, czy „ojciec“ mi w to uwierzył, lecz też od lat jakoś w zgodzie z żoną żyje.
W każdym razie jest faktem, że dziewczyna znajdująca się w ciąży groźbą alimentów (zwanych popularnie elementami) nakłonić może skutecznie swego „narzeczonego“ do zamążpójścia.
Często, gdy tych narzeczonych a ewent. ojców jest kilku — wyszukuje się najzamożniejszego i szachuje widmem procesu, alimentów, aż ten się zlęknie i da nakłonić do ożenku. Gdy nie uda się to z jednym — zażera się do następnego itd. Ciekawe jest, że w procesach o alimenty lud-