Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/344

Ta strona została przepisana.

śnieżoną drogą. To też podana szybkość 10 kilometrów w ciągu 1½ godziny jest raczej bardzo optymistycznie ujęta.
Zdażyło mi się np. pewnego razu, iż do wsi odległej o 6 km jechałem dwie godziny! Ale największa niespodzianka czekała mnie, gdy po zbadaniu chorego wsiadałem na wóz, by wracać do miasta. Oto woźnica z najpoważniejszą w świecie miną powiedział: „No, ale teraz konie się już zmęczyły, więc z powrotem nie będziemy mogli tak szybko jechać!“
Ostatecznie więc, jeśli drogi są dobre, to chory czy chora mogą otrzymać pomoc lekarską w ciągu kilku minut. Jeśli natomiast błoto lub zawieje śnieżne uniemożliwiają przejazd samochodem — rodzina chorego nie ma w dodatku swych koni, lecz musi powózkę wynająć, to na otrzymanie pomocy lekarskiej czekać trzeba 6 czy 7 godzin.
Pani W. zamieszkała w odległej o 12 km wsi, do której dojeżdżało się przez gliniastą i pełną dziur polną drogą, przy dwóch z rzędu porodach po urodzeniu się dziecka a przed odejściem łożyska — dostawała silnego krwotoku.
Dwa razy jednak poród przypadał na lato i wówczas dojechałem szybko samochodem i po ręcznym usunięciu łożyska udawało się krwotok opanować.
Trzeci poród wypadł w listopadzie — drogi rozmokłe nie pozwalały marzyć o jeździe samochodem. Gdy dziecko przyszło około 10 wieczorem na świat — akuszerka zażądała pomocy lekarskiej.
Ale nim powózkę zaprzągnięto, nim konie dobrnęły do miasta i nim dojechałem do chorej — zrobiła się coś druga w nocy.
Chora, która zaczęła krótko po 10-tej silnie krwawić, leżąc cztery godziny bez pomocy, straciła tyle krwi, że w kikla minut po moim przyjeździe zakończyła życie.
Podobny przebieg miał poród u p. Ł zamieszkałej w innej wsi odległej również o 10 kilometrów złej, gliniastej polnej drogi. Tylko że Ł. jako robotnik fabryczny nie miał własnych koni, więc gdy tu dziecko przyszło na świat wieczorem o 11-tej to nim sąsiad — gospodarz zdecydował się wyjechać do mnie, nim konie przeszły 20 kilometrów w obie strony — zrobiła się godzina czwarta, gdy do chorej przyjechałem — w chwili, gdy przekraczałem próg mieszkania — wykrwawiona położnica oddawała ostatnie tchnienie.
Obie kobiety zmarły, zresztą podobnie jak dziesiątki tysięcy innych chorych w całym kraju, jedynie na skutek fatalnego stanu naszych dróg, uniemożliwiających szybki dojazd samochodem dla niesienia pomocy lekarskiej.
Lecz nawet chorzy zamieszkali w mieście, do których lekarz ma każdej chwili dostęp — znajdują się w poważnym niebezpieczeństwie, gdyż zły stan motoryzacji w naszym kraju uniemożliwia szybki transport chorych do szpitala.