Widziałem również, że poszkodowany doznaje głębokich ran na głowie, sięgających czaszki, przynoszą go zbroczonego krwią — wydaje się, że chorować będzie kilkanaście tygodni — tymczasem rany szybko i ładnie się goją i poszkodowany po tygodniu w najlepsze już pracuje.
Dlatego więc — uczciwy lekarz nie może w początkowym świadectwie z góry ustalić do jakiego rzędu zaliczyć dane uszkodzenie ciała i ogranicza się na razie do stwierdzenia stanu faktycznego.
Ale pacjent zdążył się już dowiedzieć od policji, że policja nie może oddać sprawy prokuratorowi, gdyż lekarz nie umieścił w świadectwie wzmianki, iż niezdolność do pracy poszkodowanego trwać będzie ponad 20 dni.
Wobec tego wraca się do lekarza, pouczając go o jego nieumiejętności wypisywania świadectwa, żądając, oczywiście, by dopisać klauzulę, stwierdzającą, że poszkodowany na skutek odniesionych obrażeń będzie co najmniej miesiąc niezdolny do pracy.
W takich przypadkach postępuję najuczciwiej jak mogę — mówię pacjentowi mianowicie: Widzi pan, dziś nie mogę jeszcze wiedzieć, czy będzie chorować Pan 20 czy 40 dni, proszę więc spokojnie iść do domu i przyjść do mnie za 3 tygodnie, a wówczas okaże się już jak długo mu siał Pan chorować i nie pracować.
Często perswazja taka pomaga, często jednak pacjent obrażony wyjeżdża do większego miasta i otrzymuje tam świadectwo, z którego wynika, że pacjent na skutek uszkodzeń będzie całe życie kaleką.
Lekarz znajduje się w tych warunkach między młotem i kowadłem — gdy świadectwo wypisze się uczciwie — gniewa się na lekarza poszkodowany. Gdy w świadectwie lekarz da się namówić i przedstawi uszkodzenia może nieco ciężej — niż są one w rzeczywistości — wówczas oburza się na lekarza oskarżony — sprawca obrażeń. Choć z drugiej strony sprawca obrażeń i tak gniewa się na lekarza, który choćby najsumienniej świadectwo wypisał. Gdy więc lekarz oceni uszkodzenie sumiennie — to w rezultacie będzie mieć dwóch wrogów — napastnika, który sądzi, że lekarz opłacony przez poszkodowanego przedstawił uszkodzenia w zbyt czarnym świetle, poszkodowany znowu uważa, że lekarz zbagatelizował uszkodzenia ciała i podejrzewa lekarza, że dał się przekupić przez stronę przeciwną. Doświadczyłem tego na sobie.
Znany z gwałtownego usposobienia gospodarz Wincenty L, pokłóciwszy się z sąsiadem, Aleksandrem T., chwycił żelazny drąg i uderzył nim sąsiada w głowę. Aleksander T. zalał się krwią, upadł i stracił przytomność. Po przybyciu na miejsce stwierdziłem, iż poszkodowany doznał pęknięcia czaszki, wobec czego wsadziłem go na samochód i odwiozłem do szpitala. Tu dokonano trepanacji i wyjęto poszkodowanemu kawał kości ze sklepienia czaszki. Chory leżał kilka tygodni w szpitalu, wkońcu wyzdrowiał, aczkolwiek pozostała mu na pamiątkę zajścia wielka dziura w czaszce.
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/371
Ta strona została przepisana.