Więc lekarz nie powinien rozwiązywać łożyska przodującego w domu. Powinien odesłać rodzącą do szpitala.
Dlatego pani K. wyjechała do szpitala. W parę godzin po rozpoczęciu się porodu. Tylko, że spóźniła się na pociąg do Krakowa. Bo chodzono długo po sąsiadach, zanim ktoś pieniędzy na bilet pożyczył. Jeden pociąg dopiero co odszedł, drugi będzie za 8 godzin, bo nie był to sezon narciarski. Dlatego pojechała furmanką do Wadowic. Umarła na furmance.
Wróciłam późno w nocy do domu. Śpię. Śni mi się przyjemny sen. Jestem wysoką figurą, dokładnie nie wiem jaką. Nie chciano mnie poinformować. Mam do opracowania projekt. Zorganizować pomoc lekarską przy porodach na wsi. Pieniędzy jak zwykle jest mało, nawet we śnie.
Robi się drewnianą przybudówkę do mieszkania każdej akuszerki, dwie izby, jedna dla rodzących, druga dla położnic. Telefon.
Na okolicznych górkach kobiety dostają bólów porodowych. W każdym siedlisku są nosze: dwa kije i płachta. Dwóch chłopów potrafi zanieść rodzącą do stacji porodowej najdalej za godzinę. Nie jedna zajdzie jeszcze sama. Stacje rozrzucone są po całej wsi. Wzdłuż głównej drogi. Nie ma biegania tam i spowrotem po akuszerkę i z akuszerką. Nie ma szukania położnych po chałupach. Nie trafi się, żeby wyjechała, nie zgubi i nie zapomni narzędzi. Zamiast za 5 godzin, ma się ją za godzinę. Tę samą piątkę, która płaciła w domu, płaci jej rodząca na stacji. Tym samym co w domu się wyżywi. Dla akuszerki wygoda.
W każdym miasteczku jest mały szpitalik położniczy. Jeden z miejscowych lekarzy pełni dyżur. Jest personel pomocniczy, salka do zabiegów, pomieszczenie dla położnic. Telefon. Auto. Stacje wiejskie zgłaszają telefonicznie nieprawidłowe porody. Auto przywozi rodzące. Prawidłowe rodzą się na stacjach.
Nie ma jeżdżenia po lekarza i z lekarzem, lecz tylko w jedną stronę. Nie ma niepewności, że się go nie zastanie w domu. Ma się go za godzinę. Jest światło, jest stół i asysta. Jest zawsze odpowiedni moment. Jest czas odesłać do większego miasta, gdy duży zabieg jest potrzebny.
Budzi mnie hałas. Wpada rozczochrana służąca. Ze strachu oczy wyszły jej na wierzch. Pewnie znowu ktoś rodzi. Pewnie krwotok.
„Bandyci są w domu“ — krzyczy. Obracam się z ulgą na drugi bok.
„To świetnie — mówię — Chwała Bogu, że nie poród“.
Ubezpieczalnia cierpi też na pewną chorobę. Chorobę nieopisaną w medycynie. Cierpi na nadmiar papieru: sprawozdanie z ruchu chorych, statystyka chorób, wykaz ruchu ubezpieczonych z innych Ubezpieczalni, sprawozdanie z leczenia inwalidów. Wreszcie osobna pisanina o wy-