Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/688

Ta strona została przepisana.

go chorego i przyjmować poza kolejką pana K. Przy wejściu do gabinetu pan K. nieodmiennie zawadzał o parawan, niezręcznie go ustawiał, przepraszał wszystkich i wszystko kilka razy i wśród męczącej go czkawki wyjaśniał powód swojej wizyty. „Pan Doktór rozumie, caluteńki tydzień człowiek ciężko pracuje, znakiem tego, rozumie pan doktór, trzeba w sobotę małą śrrrubkę“; przy tym przy ostatnim słowie przysiadał, wymawiał je długo z pewną dozą ukontentowania i zaczynał się ze swego dowcipu serdecznie śmiać. „Mnie właściwie nic nie jest, ja jestem zdrów, ale cały tydzień rżnę cielaki, o widzi pan jakie mam pokrajane łapy (tu pokazywał rzeczywiście kilka ranek ciętych na zniszczonych pracą palcach), ja proszę o trochę jodyny i ze dwa bandażyki“. Zapisywałem mu receptę, a w tym czasie pan K. powtarzał jeszcze raz swój dowcip o śrubce, dziękował mi za zrozumienie dla jego stanu i ciężkiej pracy, kłaniał się, wychodził, wstępował do poczekalni, jeszcze raz wykrzykiwał swoje „a kuku“ i ulatniał się. Musiałem to znosić z pewną tolerancją, bo w razie wyczekiwania na swoją kolejkę zaczepiał chorych w poczekalni, wszczynał awantury, stwarzał różne nieporozumienia. U mnie jednak w gabinecie zachowywał się zupełnie poprawnie.
Zastanawiałem się dlaczego pan K. wybiera na swoje wizyty w Ubezpieczalni właśnie chwile upojenia alkoholowego. Zapytałem go kiedyś o to. Zaczął się rozczulać nad swoim losem i na zakończenie długiej i mało przekonywującej tyrady, orzekł, że „panie doktorze, nas ta Kasa Chorych gnębi, nam nie starcza na wszystko, a tu płać, bo musisz, to co, jak sobie w pracy ręce pocharatam, to mi się nie należy trochę jodyny, należy się, prawda panie doktorze, że się należy“. Musiałem mu przytakiwać, bo widziałem, że rozczulenie nad losem i alkoholem przybiera z każdą chwilą na sile.
Jest rzeczą ogólnie znaną, że alkoholicy pod wpływem alkoholu mają omamy prześladowcze na tematy tych spraw, które im dolegają w stanie trzeźwości. Pan K. był właśnie doskonałym wzorem tych myśli nurtujących robotników na temat narzuconych im ubezpieczeń. Co sobotę, po wypiciu tygodniowej porcji, przypominał sobie o swoich „krzywdach“ i w drodze do domu wstępował do mnie w celu wykorzystania swych praw.


∗             ∗

Pacjenci miewają czasem skłonności wybuchowe. Stwierdziłem, że zawsze wtedy, kiedy nie mają powodu. Wybuchy te istniały od początku Kasy Chorych, istnieją i dziś. Wychowywała i pielęgnowała te wybuchy ich zupełna bezkarność. Jeśli ktoś zrobi awanturę w jakimś urzędzie, jest pociągany do odpowiedzialności za obrazę urzędującego pracownika, jeśli okaże opór — jest surowiej karany, nie jest natomiast źle widziane, jeśli ktoś zachowuje się ordynarnie i obraźliwie w stosunku do urzędnika