o byt pośród stworzeń, wstrząsają zbyt silnie pogodnym, idealnym światem marzeń Sieroszewskiego. Odwraca więc od nich oczy, aby ich nie widzieć.
Życie pierwotne pociąga Sieroszewskiego przedewszystkiem nie barwnością swoją i odrębnością, lecz tą serdeczną, braterską sympatyą, którą w nim budzi łagodne, melancholijne plemię jakuckie. Różnica rasy, kultury, wierzeń, zdaje się dlań nie istnieć: bohaterowie jego opowiadań starają się zżyć z jakutami i traktować ich jak równych sobie. Egzotyczność w istocie rzeczy stoi u Sieroszewskiego na bardzo podrzędnym planie: świat jakucki lub tunguski przykuwa naszą uwagę więcej może tem nawet, czem jest podobny do nas, niż tem, czem się od nas różni. Jak my, żyją, walczą, kochają się i nienawidzą. Mniej żywi od nas, spokojniej też umierają. Ci pogardliwie zwani »inorodcy« są dla Sieroszewskiego tylko cząstką, taksamo jak całość czci i uwielbienia godną — wielkiej, nieśmiertelnej, wszechpotężnej może kiedyś ludzkości.
Ludzkość! Człowiek i poeta korzy się w Sieroszewskim przed tym bożyszczem. Głosu mu brak ze wzruszenia, gdy marzy o »rozwoju, postępującym w miarę gromadzenia bogactw i zespolenia sił, którego granic oznaczyć niepodobna, chyba, że niebieskie słońce prędzej zagaśnie, niż ludzkość zdoła swoje zapalić«. Gdy Szczerbina zmarznięty, zasypany śniegiem ginąć ma wśród lasu samotnie, przed śmiercią straszną i nieuchronną żal za ludzkością jeszcze mu się z duszy odzywa. »Mogli być potężni, mogli światy kłaść sobie pod
Strona:Pisarze polscy.djvu/062
Ta strona została uwierzytelniona.