Tymczasem »prawdziwy« Dąbrowski siedział gdzieś w ukryciu na wsi pono, i po roku rzucił w świat »Felkę«. Po wstrząsających obrazach konania, po myślach najcięższych, pod któremi duch ludzki od wieków się ugina — sielanka prawie, dreszcz serca prostej, głupiej i dobrej dziewczyny, zawód jej wreszcie niewinny, bolesny wprawdzie, lecz zapewne nieszkodliwy. »Felka« nie mogła porwać tak ogółu czytelników, jak potężna grozą »Śmierć«. Ale tych, którzy ją czytali uważnie, zachwycić musiała subtelnie trafną obserwacyą, wdziękiem stylu prostego a miękkiego, dyskretnem użyciem środków artystycznych, budową harmonijną i pewną. Witać należało w Dąbrowskim talent pierwszorzędny, realistyczny, ale obdarzony takiem poczuciem wdzięku i tkliwości, że czego się dotknął, to opromieniał bladem swem światłem, podnosił, oczyszczał i uszlachetniał. Zarazem jego zdolność obserwacyi pozwala się spodziewać długiego jeszcze szeregu dzieł, czerpanych zewsząd, gdzie wzrok jego upadnie. Ale Dąbrowski zamilkł. Mijał rok za rokiem a autor, który z takim tryumfem odrazu na pole literackie wstąpił, nie przypomniał się niczem prawie czytelnikom. Zapowiedziany niegdyś w Tygodniku Illustrowanym »Mistrz« nie ukazał się wcale; podobno był już napisany, lecz autor spalił go w ostatniej chwili. Z teki artysty dostały się do pism tylko rzeczy krótkie, fragmenty: »Sonata cierpienia«, »Jedna łza«, »Kolega szkolny«. Możnaby te wszystkie, przez nakładców wymuszone zda się na autorze obrazki, objąć jednym szerszym tytułem: »Łzy«. I w »Śmierci« i w »Felce«
Strona:Pisarze polscy.djvu/069
Ta strona została uwierzytelniona.