okryć jej wciąż uboższej treści duchowej, nie pozwolą zapomnieć, że coraz mniej w nich serdecznej prawdy. To, co w »Homo sapiens« jest silnem, barwnem kwieciem, w »Nad morzem« lub »Androgyne« jest kwiatem zwiędłym, a nieraz nawet uschłym i sztucznie barwionym. W tem więdnącem natchnieniu pierwsze szczezły listki moralnej refleksyi. Tu leży jeden z braków artystycznych dzisiejszej twórczości Przybyszewskiego. Jest głęboka przepaść między złem, którego dokonywa najbardziej rozpasany i opętany zbrodnią człowiek, a złem, które sprawić może spadająca skała lub wylew rzeki. Pierwsze może być przedmiotem artystycznego tworzenia, bo i najcnotliwszy odnajdzie w sobie nici wspólne, które go z niemi wiążą: homo sum et nil humani a me alienum puto; drugie jest moralnie i estetycznie obojętne. Współczujemy artystycznie z Falkiem, gdy ulega rozkiełzanej w nim konieczności, łamiącej go nie mniej od jego ofiar, gdy rozsiewa dokoła siebie zniszczenie, wiedząc i czując, że za każdym krokiem jego idzie przekleństwo; natomiast nic nas nie obchodzi dziecinny nieco »Król« w »Nad morzem«, który w podobnym przypadku dla ukojenia swej tęsknoty każe krzyżować swe ludy u wrót pałacu. Kolizya pożerającej wszystko namiętności płciowej ze szrankami społecznego życia, a przedewszystkiem z rozsianemi w otoczeniu i w samej duszy twórcy zasadami etycznemi, które trzeba złamać, aby iść naprzód, dała Przybyszewskiemu temat najpiękniejszych jego dzieł. Idąc konsekwentnie za swym paradoksem, by z dzieła sztuki odrzucić wszystko,
Strona:Pisarze polscy.djvu/083
Ta strona została uwierzytelniona.