Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (1883) t. 5.pdf/109

Ta strona została uwierzytelniona.
Stella.

Jakże się to stało, panie Jerzy?

Jerzy.

Gdy się to stało, byłem na drugim końcu ulicy i nie mogłem nic widziéć z powodu dymu. Mówiono mi tylko, że Karol wskoczył do płonącego domu.

Stella.

Ach, Boże!

Drahomir.

(śmiejąc się) Uważam, że czyn mój zyskuje na odległości.

Czeska.

Więc niech go pan sam opowié.

Drahomir.

Zawołano przy mnie, że w domu, którego zresztą dach zaczynał się dopiéro palić, jest jakaś kobiéta. Wtedy ja, sądząc, że owa salamandra, nie lękająca się płomieni, jest może jakąś zaczarowaną pięknością, przez czystą ciekawość wszedłem do środka. Było tam już trochę ciemno od dymu. Patrzę więc, i przekonywam się ostatecznie, że w niczém nie mam szczęścia, bo moja salamandra jest tylko staruszką żydówką, która pakuje w worek pierze darte. Wśród płatków gęsiego puchu wyglądała na co państwo chcecie, ale nie na wróżkę. Krzyczę tedy, że się pali, ona w ciemności bierze mnie widocznie za złodzieja i krzyczy także, czyli — krzyczymy oboje. Nakoniec widząc, że niéma rady, chwytam w objęcia moją salaman-