Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (1883) t. 5.pdf/122

Ta strona została uwierzytelniona.
Książę.

(przypatrując się Jerzemu) On i Pretwicowi będzie potrzebny. Stelka — co? będzie potrzebny?

Stella.

(ze śmiechem) Papo, zkądże ja mogę wiedziéć?

Drahomir.

Doprawdy, zazdroszczę nieraz tym żelaznym ludziom, idącym w świat przebojem. W téj walce wyrabiają w sobie siłę, która w nas słabnie i zanika, bo nic jéj nigdy nie podsyca. Może i my jesteśmy z dość szlachetnego metalu, ale nas przetrawia rdza: oni hartują się w życiu. Jestto smutna konieczność.

Czeska.

A pan Jerzy?

Drahomir.

Jerzy także przeszedł wiele. Jest jednak między nimi jakaś różnica, którą się czuje, choć określić jéj trudno. Spojrzyjcie państwo na tych dwóch ludzi. Gdy wichry wieją, Jerzy opiera się im jak stuletnie drzewo, a taki człowiek jak doktor opanowywa je i każe im popychać łódź swoję. Jest w tém jakaś większa zdolność do życia, więc i wynik o tyle łatwy do przewidzenia, o ile drzewo, choć silne, im starsze, im bardziéj burzami stargane, tém musi uschnąć prędzéj.

Książę.

Nieraz mówiłem, że schniemy jak stare drzewa. Jakaś tam inna gęstwina wyrasta, ale to tylko krzaki. Jam téż już wysechł i schudł przynajmniéj na trzy palce.