Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (1883) t. 5.pdf/236

Ta strona została uwierzytelniona.

Bartek pochodził ze wsi Pognębina, któréj-to nazwy wsi jest bardzo wiele w Księztwie Poznańskiém i innych ziemiach dawnéj Rzeczypospolitéj. Był on, nie licząc gruntu, chałupy i paru krów, właścicielem srokatego konia i żony Magdy. Dzięki takiemu zbiegowi okoliczności mógł sobie żyć spokojnie i zgodnie z mądrością zawartą w wierszu.

„Koń srokacz — żona Magda,
Co ma Bóg dać — to i tak da.”

Jakoż życie jego układało się zupełnie, jak Bóg dał, i dopiéro gdy Bóg dał wojnę, Bartek zafrasował się niepomału. Przyszło zawiadomienie, że trzeba się było stawić, trzeba było porzucić chałupę, grunt i zdać wszystko na babską opiekę. Ludzie w Pognębinie byli wogóle dosyć biédni. Bartek zimą, bywało, chodził do fabryki i tém sobie w gospodarstwie pomagał — teraz zaś co? Kto wié, kiedy się wojna z Francuzem skończy? Magda, gdy przeczytała kartkę powołującą poczęła kląć: — Ażeby ich nawidziło! żeby olśnęli... Chociażeś głupi... jednak mi cię żal; Francuzy téż ci nie przepuszczą; głowę utną, albo co!...
Czuł Bartek, że kobiéta sprawiedliwie mówi. Francuzów bał się jak ognia, a przytém i jemu było żal. Co jemu Francuzi zrobili? po co on tam pójdzie i dlaczego, na tę straszną obczyznę, gdzie niéma jednéj duszy życzliwéj. Jak się w Pognębinie siedzi, to zdaje się, ot, ni tak, ni owak, jak zwyczajnie w Pognębinie; a jak każą iść, dopiéro się widzi, że wszelako tu lepiéj, niż gdzieindziéj: ale już nic nie pomoże — taka dola, trzeba iść. Bartek uściskał babę, potém dziesięcioletniego Franka, potém splunął, przeżegnał się i wyszedł z chałupy, a Magda za