Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (1883) t. 5.pdf/250

Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem pociąg zatrzymuje się na głównéj stacyi. Tłum ludzi otacza go natychmiast: są już wieści z placu boju. Zwycięztwo! zwycięztwo! Depesze przyszły od kilku godzin. Wszyscy oczekiwali klęsk, więc gdy zbudzono ich pomyślną wieścią, radość nie zna miary. Ludzie nawpół ubrani poopuszczali domy, łóżka i pospieszyli na stacyą. Z niektórych dachów powiewają już chorągwie, a ze wszystkich rąk chustki. Do wagonów donoszą piwo, tytuń i cygara. Zapał jest nieopisany, twarze rozpromienione. Wacht am Rhein huczy jak burza. Niektórzy płaczą, inni padają sobie w objęcia. Unser Fryc pobił na głowę! wzięto armaty, chorągwie. W szlachetnym zapale tłumy oddają żołnierzom wszystko, co mają. Otucha wstępuje w serca żołnierzy i zaczynają śpiéwać także. Wagony drżą od mocnych męzkich głosów, a tłum słucha z zadziwieniem słów niezrozumiałych pieśni. Pognębińscy śpiewają: „Bartoszu! Bartoszu! oj nie traćwa nadziei.” Die Polen! die Polen! powtarza tłum sposobem objaśnienia i kupi się koło wagonów, podziwiając postawę żołnierza, a zarazem umacniając się w radości opowiadaniem anegdot o straszném męztwie tych polskich pułków.
Bartek ma rozpuchnięte policzki, co przy jego żółtych wąsach, wyłupiastych oczach i ogromnéj kościstéj postawie czyni go strasznym. Podziwiają go téż jak osobliwsze zwierzę. Jakichto Niemcy mają obrońców! Ten dopiéro sprawi Francuzom! Bartek uśmiecha się z zadowoleniem, bo i on jest kontent, że Francuzów pobili. Nie przyjdą już przynajmniéj do Pognębina, nie zbałamucą Magdy i nie zabiorą gruntu. Uśmiécha się tedy, ale